Maski marki Kallos są znane i z tego co zaobserwowałam bardzo popularne. Można je dostać zarówno w małych jak i dużych, litrowych opakowaniach. Kiedyś uznawane były za produkty fryzjerskie, ale odkąd stały się łatwo dostępne m.in. w Drogeriach Hebe, stały się powszechnie używane. Ich fenomen tkwi w bardzo niskiej cenie - bo już 1 litr zapłacimy 10-13 zł. Kuszą również z faktu na duży wybór wariantów zapachowych. Piszę "zapachowych", ponieważ moim zdaniem wszystkie mają bardzo zbliżone, o ile nie jednakowe działanie, a ich główną różnicą są zapachy.
Tym razem użytkuję maskę w wariancie MILK, nigdy wcześniej jej nie widziałam, więc był to czynnik, dla którego po nią sięgłam. Posiada ona standardowe litrowe opakowanie, które jest dla mnie wygodne w użytkowaniu, a co więcej bardzo ładnie się prezentuje dzięki bieli i odbijającej światło grafice.
Tym razem użytkuję maskę w wariancie MILK, nigdy wcześniej jej nie widziałam, więc był to czynnik, dla którego po nią sięgłam. Posiada ona standardowe litrowe opakowanie, które jest dla mnie wygodne w użytkowaniu, a co więcej bardzo ładnie się prezentuje dzięki bieli i odbijającej światło grafice.
Maska ma podobną do innych wariantów gęstą konsystencję, która nie spływa z włosów. Jest bardzo wydajna i ładnie, delikatnie pachnie, pozostając na włosach przez dłuższy czas. Używam ją po każdym myciu jako zwykłą maseczkę, którą trzymam na włosach około 1-2 minuty. Według producenta dla optymalnego efektu czas aplikacji to 5 minut. Jak każdą inną odżywkę, aplikuję tylko na końcówki, ponieważ w innym przypadku czuję, że moje cienkie włosy są obciążone, co przyśpiesza ich przetłuszczanie.
Z ogólnego działania jestem bardzo zadowolona, ponieważ zależy mi na wygładzeniu włosa, a ten produkt daje taki efekt. Dzięki temu, przy naturalnym wyschnięciu włosy są delikatne, miękkie i wygładzone. Odżywiając włosy w ten sposób, na przestrzeni kilkunastu miesięcy, zaprzestałam stosowania suszarki i prostownicy. Dla mnie jest to kolejna bardzo dobra maska, świetna do codziennej pielęgnacji.
na razie mam bananową, a potem to ja nie wiem na którą się zdecyduję :D
OdpowiedzUsuńU mnie właśnie nie było bananowej, a zastanawiałam się nad wiśniową ;D
UsuńZ chęcią przeestowałabym.
OdpowiedzUsuńja próbowałam tylko jedną wersję Argan :)
OdpowiedzUsuńRównież miałam tę wersję, ale nie było w niej arganu w składzie ;D
Usuńmusze spróbować na moich włosach
OdpowiedzUsuńja na razie mam al latte i keratin i nie wiem kiedy je skończe :D
OdpowiedzUsuńZastanawiałam się na nią, ale w ostateczności wybrałam Jaśminową. Ja już miałam ich kilka i bardzo dobrze się u mnie sprawdzają :)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię maski tej firmy
OdpowiedzUsuńbrzmi cudownie :D ja wybrałam sobie kreatynową, ale nie miałam jeszcze okazji jej wypróbować
OdpowiedzUsuńja mam teraz latte, uwielbiam ją :)
OdpowiedzUsuńMam parę masek z Kallosa;)
OdpowiedzUsuńJestem badzo ciekawa tej maski!:)
OdpowiedzUsuńmiałam ja :)
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie i do obserwacji w wolnej chwili
pozdrawiam :)
Tej wersji jeszcze nie miałam, za to bardzo sobie chwalę bananową i wiśniową ;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam maski z Kallosa :)
OdpowiedzUsuńAktualnie stosuję wersję algową i jestem bardzo zadowolona :)
OdpowiedzUsuńMyślę,że się skuszę.WYgląda ciekawie;)
OdpowiedzUsuńKuszą różne wersje tych masek, ale testowałam dwie i żadna się nie sprawdziła.
OdpowiedzUsuńByłam ostatnio w hebe i myślałam o wzięciu tej bananowej, ale musiałam się powstrzymać, bo mój zakupoholizm wziął nade mną górę! :P Może następnym razem, jak wykończę biovaxa ;D
OdpowiedzUsuńJa w zapasach mam jeszcze Kallosa Keratin :D Później może wypróbuję tą :)
OdpowiedzUsuńMiałam maseczkę Kallosa bananową, ale dla moich włosów była okropna i zraziłam się do nich, nie kupiłam nic ponownie...
OdpowiedzUsuńA i obserwuję :)
UsuńRobisz ładne zdjęcia ale czemu tak mało? Mogłabyś pokazać np.konsystencje tej maski...
OdpowiedzUsuń