wtorek, 29 października 2013

Inspiracje: o ozdobach na Halloween

Szczególnie za granicą duży nacisk kałdze się na strojenie domostw w okresie osławionego już Halloween. Z tej okazji dekorują domy, przebierają się w różne ustrojstwa i w radości świętują. Nie mam nic  przeciwko podniosłemu nastrojowi, jaki panuje w Polsce, ale cieszę się też, że z roku na rok coraz więcej pozytywnej energii trafia i do nas. Dziwi mnie jedynie zabranianie dzieciom w wieku szkolnym przebierania się i organizowania tzw. Zabawy Halloweenowej (o czym niejednokrotnie słyszałam już w TV i przekonałam się na własnej skórze)

Osobiście nie szaleje z przystrajaniem domu z tej okazji, ale lubię gdy symbolicznie coś tematycznego się pojawi. Poniżej wrzucam kilka dyniowych inspiracji jak w prosty sposób można dodać otoczeniu Halloweenowego nastroju, a często nawet nie Halloweenowego ale jesiennego. Bo cóż jest trudniejszego we włożeniu kilku małych dyń do ozdobnej doniczki wypełnionej jesiennymi liśćmi :)



Na koniec linki do filmików:


Dajcie znać jak Wam się podoba :)


Wszystkie zdjęcia pochodzą ze strony www.stylowi.pl

poniedziałek, 28 października 2013

Złoty naszyjnik z belką.

Otrzymałam kolejną przesyłkę ze sklepu internetowego z tanimi ubraniami z Chin , biżuterią oraz pięknymi sukniami dla kobiet, które chętnie bym przygarnęła. Mowa tu o sklepie online efoxcity.com czyli  dużej hurtowni damskiej - głównie odzieży w naprawdę ciekawych fasonach, prezentowanych na uroczych modelkach.
Tym razem wybrałam dla siebie złoty naszyjnik z kwadratową belką. 





Naszyjnik jest bardzo delikatny ale również bardzo efektowny. Ładnie prezentuje się założony na szyi. Mam nadzieję, że nie będzie miał tendencji do zaczernienia. 

Podoba mi się również ta malutka blaszka przy wykończeniu naszyjnika w miejscu gdzie go zapinamy, przez to wygląda na dopracowanego. Duży plus za możliwość regulacji wielkości. Poniżej zdjęcie naszyjnika w całości.



Dajcie znać czy i Wam się podobają się złote naszyjniki. :)


piątek, 25 października 2013

Cosmabell, SPA FOOT PEEL czyli skarpetki złuszczające

Jakiś czas temu dość głośno (szczególnie na Youtube) zaczęło być o preparatach złuszczających do stóp zawartych w postaci nasączonych skarpetek. Dziewczyny bardzo pochlebiały tym produktom, a mi coraz bardziej rosła ochota na wypróbowanie tak owych skarpetek. Na rynku nie ma ich zbyt dużo. Jedną z polskich marek jest Cosmabell,  która planuje zrewolucjonizować tradycyjne spojrzenie na pielęgnację stóp, a SPA FOOT PEEL jest ich pierwszym produktem. Firma zapewnia, że co 3 miesiące wprowadzi na rynek coś nowego - już nie mogę się doczekać! :)


Kilka słów od producenta:
Aktywny kompleks kwasów AHA + BHA intensywnie złuszcza martwy naskórek, dzięki czemu usuwa szorstką skórę piet, a także odciski i modzele. Stosujesz raz i przez kilka tygodni cieszysz się idealnie gładką skórą!
Foot Peel to preparat stworzony wyłącznie z naturalnych roślinnych składników! Oczyszcza Twoje stopy i jednocześnie je pielęgnuje. Kosmetyk dostosuje się do Ciebie – usunie tylko ten naskórek, który nie jest Ci potrzebny!

Skład produktu dla zainteresowanych:



Padnie pytanie jak stosować? Opakowanie przedstawia cały proces w kilku bardzo zrozumiałych punktach, w związku z czym zamieszczam zdjęcie, bez zbędnych opisów:



Produkt otrzymujemy w estetycznym opakowaniu w postaci kartonowej, na której opisane są szczegóły zabiegu, a same skarpetki znajdują się w szczelnie zamkniętym opakowaniu. Po otwarciu skarpetek poczułam zapach spirytusu. Dlatego też nie polecałabym stosowania zabiegu osobom, które mają rany na stopach gdyż może wywołać to pieczenie.
Jeśli chodzi o zabieg to miałam wątpliwości czy np. kwasy nie wywołają uczulenia, poparzeń, czy nie "ściągną" mi za dużo skóry, czy nie powstaną mi rany. Byłam ich strasznie ciekawa, a z racji tego, że jest to nowość na rynku, a także dla mnie - miałam różne obawy. Obawy dosięgały mnie również dlatego, że nigdzie nie mogłam zobaczyć efektu przed i po. Jednak żadnych skutków ubocznych nie doznałam.
Podczas samej aplikacji nic mnie nie piekło, nic nie szczypało. Zgodnie z zaleceniami na produkt założyłam skarpetki, aby kwasy lepiej zadziałały. I tak przez 120 min. spokojnie relaksowałam się w nich przed telewizorem, a gdy miałam potrzebę przejść gdzieś po domu to to robiłam, więc nie ograniczają nas ruchowo.
Przez kolejny tydzień czekałam na rezultaty. Miałam wrażenie, że z dnia na dzień skóra staje się coraz bardziej przesuszona i napięta, aż czwartego dnia zaczęła się złuszczać. Podczas schodzenia naskórka nic nie boli, nic nie piecze. W dniu 6 był największy stan złuszczania, które natężało się po kąpieli kiedy naskórek zmiękł. Denerwujące były tylko te 'farfocle" w ciągu dnia, ponieważ czasem gilgotało mnie to pomiędzy palcami i ogólnie było to dziwne uczucie. Dodam jeszcze, że u mnie cały zabieg nie trwał 7 dni, dopiero na 11 dzień miałam stopy bez złuszczającej się skóry, jednak z przedniej części stopy, gdzie skóra jest delikatna skóra łuszczy się do dziś co jest irytujące. Nie wyobrażam sobie zrobić takiego zabiegu w lato kiedy stopy zazwyczaj są odsłonięte.
Po zakończonej kuracji faktycznie stopy pozbawione były części naskórka, ale np. na piętach jeszcze coś tam zostało. Zanim skóra zeszła w tym topornym czasie, to zdążył narosnąć nowy naskórek i w zasadzie stopy już wróciły do stanu sprzed kuracji.

Tak prezentują się skarpetki, na nie nałożyłam jeszcze tradycyjne. 


Stan początkowy moich stóp. Miejscowo nagromadzony naskórek, zdjęcie celowo mocno zbliżone aby można to było lepiej zobaczyć.


A pięty prezentowały się mniej więcej tak:


Zaczęło się niewinne. Pierwsze efekty złuszczania dostrzegłam po 4 dni od zastosowaniu produktu.



I w trakcie złuszczania, wybaczcie gorszą jakość ale poniższe zdjęcia robione były późnym wieczorem.



W kolejnych dniach, szczególnie po kąpieli było gdy naskórek zmiękł było jeszcze gorzej, oto nocne zdjęcia:



Nie wrzucam zdjęć "po" bo już na powyższym zdjęciu widać miejsca, w których naskórek się złuszczył. Z efektów jestem zadowolona bo duża część naskórka została zlikwidowana, ale nie jest to całkowite wyeliminowanie. Mam mieszane uczucie co do tego typu produktów. Po całkowitym złuszczeniu się naskórka muszę zadbać o ich nawilżenie bo już się o to dopominają. Jestem ciekawa czy skarpetki sprawdziłby się na zaawansowanym zrogowaceniu.
Dajcie znać co o tym sądzicie? :)

środa, 23 października 2013

Aktualizacja: 5 miesięcy bez farbowania

W maju, ostatni raz pofarbowałam włosy (jaką farbą możecie sprawdzić w zakładce "Pielęgnacja włosów") i później postanowiłam, że to koniec z moim farbowaniem, że 9 lat to znacznie za długo i że moje włosy pomimo regularnej pielęgnacji wyglądają źle. Podjęłam decyzje i tego się trzymam. Wytrwałam z odrostem obronę licencjatu, wesele i jakoś przeżyłam! :) Pomimo moich odrostów nie czuje już kompleksów z tego powodu, w sieci można znaleźć wiele zdjęć gwiazd, które paradują z odrostami i nic sobie z tego nie robią.
Dodatkowo mobilizuję się gdy widzę posty na blogu Blondhaircare.com, która pokazuje odrost, który bardzo przypomina mi mój.

Poniżej zdjęcie jak prezentują się włosy (delikatnie nieuczesane) po 5 miesiącach bez farbowania.


Jak zapewne większość z Was mój naturalny kolor to mysi, szary blond. Na zdjęciu bardzo wyraźnie widać granice między naturalnym, a farbowanym kolorem, jednak w rzeczywistości nie jest to aż tak widocznie co oczywiście bardzo mnie cieszy.

Co dał mi ten okres:
  •  włosy jakby szybciej zaczęły rosnąć, ale niestety nadal silnie wypadają (podcięłam już jakieś 5 cm)
  • zdecydowanie mniej się puszą i elektryzują
  • są gładsze i miększe w dotyku,
  • zaczynają z miesiąca na miesiąc coraz bardziej się błyszczeć,
  • poczucie, że naprawdę warto!


Aktualnie nie mam zamiaru wrócić do farbowania, śmieję się, że zafarbuję włosy gdy pojawią się siwe.
Postanowiłam wprowadzić do pielęgnacji olejek rycynowy, ale o tym kiedyś napiszę dokładniej.
Jeśli któraś z Was również zrezygnowała z farbowania dajcie znać w komentarzach! :)


poniedziałek, 21 października 2013

Joanna, Serum wygładzająco- regenerujące do końcówek włosów

Serum używam od dawna, za każdym razem sięgam po inną firmę. Miałam już słynny Biosilk, Delię o której poczytać możecie na blogu, a tym razem mam doczynienia z Joanną.


O produkcie:
Do włosów suchych i zniszczonych zawiera połączenie dwóch naturalnych składników: miodu i mleka, które doskonale nawilżają, odżywiają i chronią włókno włosów. Dzięki tym składnikom włosy odzyskują miękkość, sprężystość i połysk oraz łatwiej się rozczesują i układają. Serum intensywnie regeneruje włosy aż po same końcówki, przywracając im witalność i chroniąc ich strukturę przed działaniem niekorzystnych czynników zewnętrznych.

Skład produktu dla zainteresowanych:


Produkt otrzymujemy w tubce o pojemność 50 g. Jest ona dość spora jak na serum do włosów, którego używamy niewielką ilość. Kosz to ok. 7 -9 zł. Zapach ma bardzo przyjemny dokładnie miodowo-mleczny, ale zdaję sobie z tego sprawę, że dla niektórych z Was może być on zbyt mocny i zbyt mdły. Zapach na włosach utrzymuje się przez kilka godzin. Serum używam na mokre włosy, w celu zabezpieczenia ich przed rozdwajaniem, a także na suche, już po czesaniu czy prostowaniu aby zmniejszyć ich puszenie i dodać odrobiny blasku. Cenię je za to, że daje włosom delikatny połysk, a nie efekt tłustych włosów. Nakładam je na końcówki włosów, a że mam je długie więc jest to większość mojej czupryny :) Wadą jaką dostrzegłam jest to, że gdy w łazience za bardzo się nagrzeje (szczególnie w porze grzewczej) to serum może się rozwarstwić tzn. wyciskając wydobywa się tradycyjna konsystencja wraz z tłustym płynem. Ale gdy tylko temperatura spadnie serum wraca do swojej pierwotnej konsystencji i nie wpływa to w żaden sposób na jego jakość. Podsumowując bardzo lubię ten produkt i jestem skłonna wrócić do niego ponownie, o ile nie wyczaję dla siebie czegoś nowego. 


Dajcie znać jakie serum używacie :)


czwartek, 17 października 2013

Nowości w październiku

Początkiem października w moje skromne progi zawitało kilka nowości kosmetycznych, którymi chciałabym się z Wami podzielić. Sami zobaczcie co obecnie używam i testuję.


  • Pierwszy produkt to nowość firmy Cosmabell, SPA FOOT PEEL, jest to intensywny zabieg złuszczający stopy sygnowany jako produkt organiczny, z aktywnym kompleksem naturalnych składników AHA+ BHA. Kosztuje 79 zł na http://cosmabell.pl/ 

  • Tusz do rzęs Maybelline, The Rocket Volume Express, kupiony w Rossmannie w promocji -40% za ok. 16 zł.

  • Ulubiony płyn micelarny z BeBeauty. Pomimo, że mam w zapasie jeszcze tradycyjną butelkę skusiłam się na dwukrotnie większą. Kosztowała 8 zł.

  • Olejek do kąpieli z Farmony, seria Tutti Frutti. Rzadko biorę kąpiele, w związku z czym mam zamiar stosować go jako tradycyjny żel do mycia. Mam nadzieję, że w tej roli się sprawdzi bo zapach na bardzo ciekawy.  Kosztował ok. 10 zł w Biedronce. 

  • Kolejną nowością jaką testuję to 10 dniowy system wybielający z Białej Perły, który gwarantuje rozjaśnienie o 5 odcieni. Stosuję go już 5 dni i widzę delikatny efekt. Zobaczymy co będzie na finiszu, na pewno pojawi się recenzja. Koszt różny w zależności gdzie go kupujemy od ok. 55 do 85 zł. 

  • I ponownie wróciłam do kremu do depilacji dla skóry wrażliwej z Veet, ale to tylko dlatego, że była jego duża tuba w Biedronce. Koszt ok. 14 zł. 


To byłoby na tyle. 
Do następnego :)

środa, 16 października 2013

Antidral, Bloker potu, który likwiduje lub łagodzi dolegliwości związane z nadmiernym poceniem się

Od okresu dorastania mam problem z potliwością. Od długiego czasu z tym walczyłam, jednak bezskutecznie. Nie był to problem tak nagłaśniany jak jest teraz, że nawet podobne środku reklamowane są w telewizji. Nie miałam pojęcia, że takie coś jak bloker w ogóle istnieje. Z czasem natknęłam się na te informacje w blogosferze. Pierwszy po jaki zasięgłam to Etiaxil do skóry wrażliwej, jednak narobił mi więcej złego niż dobrego. Postanowiłam, że mimo to spróbuję innego i tutaj padło na Antidral. W między czasie miałam okazję wypróbować Ziaję ale ten z kolei był dla mnie za słaby. Jeśli chcecie dowiedzieć się co sądzę o Antidralu, zachęcam do lektury. 


Wskazania: 
Nadmierna potliwość stóp, dłoni i pach. 

Możliwe skutki uboczne:
Skórne objawy uczuleniowe. W przypadku pojawienia się pieczenia, świądu lub rumienia okolic leczonych, należy przerwać terapię. Lek nie wpływa na sprawność psychomotoryczną, zdolność prowadzenia pojazdów oraz obsługę maszyn.


Stosuję ten produkt od ok. 4 lat. Zużyłam (o ile się nie mylę) 3 opakowania, opakowanie rollonu to koszt 20-35 zł w zależności gdzie go kupujemy. Przeciętnie takie opakowanie starcza mi na ponad rok użytkowania. Na początku stosowałam go znacznie częściej, bo raz, a czasem nawet dwa razy w tygodniu. Skóra wtedy nie była mi za to wdzięczna. Teraz stosuję go raz na dwa tygodnie, w zależności od tego czy czuję taką potrzebę. Zawsze po zastosowaniu tego preparatu skóra jest wysuszona i podrażniona, a także ma tendencję do mocnego swędzenia. Należy pamiętać, że po zastosowaniu go oczywiście na noc (i nie po depilacji!), najlepiej leżąc już w łóżku dać ręce za głowę, wówczas produkt się wchłonie i nie podrażnimy sobie niepotrzebnych partii skóry. Po aplikacji może nas bardzo swędzieć i piec, jednak drapanie musimy ograniczyć do minimum. Ja podczas pierwszych aplikacji wręcz nie wytrzymywałam i musiałam iść zmyć to z siebie, jednak z czasem skóra się przyzwyczaja. Musimy przyzwyczaić się również do silnego, alkoholowego zapachu preparatu. Po przespanej nocy, wstajemy i idziemy zmyć produkt z pach, jest to konieczne i obowiązkowe. 
Mimo, że używam blokerów na co dzień sięgam po antyperspiranty. Bloker bardzo redukuje ten problem ale nie redukuje go do zera, a z antyperspirantem czuję się komfortowo. Na kilka dni po aplikacji używam sztyftów aby dodatkowo nie podrażniać skóry, a później już mogę wrócić do sprayu. Staram się również na kolejny dzień po wieczornej kąpieli smarując ciało czy to balsamem, oliwką czy olejem kokosowym posmarować również pachy, które mogą być przesuszone. 


Podsumowując nie jest to ideał- i żaden tego rodzaju produkt nim nie będzie.
U mnie zdaje swój egzamin w 80%. Ma on wiele wad, ale ma też zaletę- działanie.
Mojego problemu nie zlikwidował, lecz złagodził, ale dla mnie jest to naprawdę duża zmiana.
Nie proponuję go używać, tym osobą, które nie mają faktycznych dużych problemów z potliwością.
Za to osobom zmagającym się z tym życzę wytrwałości.

poniedziałek, 14 października 2013

Max Factor, Max Effect, Gloss Cube, 07 Lovely Strawberry + efekt na ustach

Dawno nie wrzucałam nic na temat kolorówki, w związku z tym postanowiłam dziś wyklepać post na temat błyszczyka z Max Factora, który jest już w mojej kosmetyczce od dłuższego czasu. Nie używam go na co dzień z racji intensywnego koloru. Na co dzień preferuję bardziej neutralne kolory, które nie wymagają dokładności w aplikacji, a w razie zniknięcia z ust nie ma katastrofy.



O produkcie:
Lekki błyszczyk, kolory od stonowanych do żywych w prostym, zgrabnym opakowaniu. Produkt zawiera nawilżającą formułę wzbogaconą o składniki odżywcze.

Efekt:


Produkt zamknięty jest w plastikowym, kwadratowym pojemniczku z wygodnym aplikatorem. Sam błyszczyk ma dość gęstą konsystencję, lekko tłustawą którą można idealnie rozprowadzać po ustach. Nie ma żadnych drobinek, za co bardzo go lubię. Podoba mi się w nim to, że kolor można stopniować. Można musnąć delikatnie i zaczerwienić usta, a można też nałożyć więcej produktu  i osiągnąć efekt, pięknych i żywych ust, takich jak na zdjęciu. Nie jest to klasyczna czerwień, jest to mocny odcień truskawki. Produkt bardzo przypomina mi szminkę, ponieważ pomimo błyszczykowej aplikacji oraz lekkiego błysku na ustach nie jest on klejący. Efekt mi się podoba, ale ma tendencję do nierównomiernego znikania z ust, co nie daje 100% komfortu szczególnie przy tak widocznym kolorze. Jego drugim minusem jest fakt, że może podkreślić suche skórki, ale na pewno nie wysusza ust. Na moich gadatliwych ustach pozostaje na ok 2-3 godziny. Kupiłam go jakiś czas temu w promocji ok. za 20 zł.


Mam nadzieję, że Wam się spodobał. :)

piątek, 11 października 2013

Rexona, Sexy, Ulubiony antyperspirant w sprayu

Nie często pokazuję na blogu antyprspiranty, być może dlatego, że stosuję niemal zawsze Rexony. Czasem sięgnę po inną firmę, jednak zawsze wracam do niej. Bardzo lubię różowy sprej, oraz praktycznie każdy sztyft. W tym poście znajdziecie kilka słów o ulubieńcu od kilku lat.


Na wstępnie chcę zaznaczyć, że moja recenzja opiera się jedynie na wersji różowej, ponieważ miałam kilka innych, ale zapachowo zdecydowanie mi nie pasowały. Produkt otrzymujemy w przyjemnej dla oka, profilowanej puszce wraz z zabezpieczeniem przed otwarciem. Atomizer bardzo ładnie rozpyla produkt. Początkowo podczas użytkowania trzeba uważać bo talk, który się wydostaje może pobrudzić nam czarne ubrania- jest na to rada- przed każdym użyciem najlepiej wstrząsnąć opakowanie. Mimo tej jedynej wady, zdecydowane przeważają jego zalety jakimi są: zapach oraz przede wszystkim działanie. Zapach jest bardzo przyjemny i w ciągu dnia nie zamienia się na przykry odór jak to co niektóre produkty mają w tendencji-  zapach jest nie do pobicia przez inne wersja zapachowe tej firmy.  Utrzymuje się długo i jest zdecydowanie wyczuwalny. Osobiście mam problemy z potliwością więc oprócz tego antyperspirantu (lub wersji w sztyfcie) używam Antidralu. Mimo wszystko zdecydowanie widzę różnice gdy go użyję, a gdy nie. Jest to moje niezliczone już opakowanie, a w tym momencie mam dwa na stanie.



Dajcie znać jakich Wy używacie antyperspirantów! :)

środa, 9 października 2013

Okulary z VOGUE

Niecały miesiąc temu udałam się na wizytę kontrolną do pani okulistki, bez względu na to czy moja wada uległaby zmianie czy nie zdecydowałam się na nowe okulary, ponieważ poprzednie już najzwyczajniej w świecie mi się znudziły,  a poza tym nie posiadały filtrów chroniących oczy przed światłem np. komputera, a że dużo czasu przed nim spędzam chciałam tak ową ochronę posiadać.
Z receptą przemierzyłam 3 zakłady optyczne, w których mierzyłam różnorodne okulary, ale żadna oprawa mi nie odpowiadała. Poszłam więc do kolejnego, założyłam pierwszą oprawę, która wpadła mi w oko i od razu byłam pewna, że to jest to :)
Zobaczcie co dla siebie wybrałam.



Co mnie zdziwiło - bo w każdej poprzedniej oprawce tego nie miałam- to wypisane na wewnętrznej stronie szereg certyfikatów jakości.



Oprawki są bardzo klasyczne, z poszerzonymi bokami i według mnie dobrze leżą na mojej pyzowatej twarzy ;p
Wcale nie kosztowały mnie więcej niż inne na rynku marki. Za całą usługę i roczną gwarancję zapłaciłam 400 zł. Polecam tą firmę bo w ich okularach faktycznie czuć jakość. A wiem coś o tym bo noszę je od 15 lat. Miałam też okulary z osławionego Firmoo, ale są zdecydowanie gorszej jakości. Szkła w Firmoo są jakieś takie "dziwne", aczkolwiek użytkowałam je przez rok i nie było źle. 

Jak Wam się podobają?

wtorek, 8 października 2013

Exclusive, Odżywiający krem do rąk i paznokci z witaminą młodości

Dziś kilka słów o kremie do rąk, który pierwszy raz zobaczyłam w koleżanki, która miała go w miniaturowej wersji. Bardzo spodobał mi się jego zapach w związku z czym postanowiłam bez względu na jego działanie włożyć go do koszyka.


O produkcie:
Krem do rąk i paznokci polecany jest do skóry delikatnej, zniszczonej i wymagającej intensywnej pielęgnacji. Skutecznie chroni przed wpływem niekorzystnych warunków atmosferycznych oraz niepożądanym działaniem detergentów. Bardzo dobrze rozprowadza się i wchłania w skórę rąk oraz w obrębek naskórkowy paznokcia. Zawarty w kremie kompleks z witaminą młodości doskonale nawilża i delikatnie natłuszcza skórę sprawiając, że staje się ona jedwabiście gładka, miękka. Zmniejsza się łamliwość paznokci oraz skłonność do ich rozdwajania. 

Poniżej wrzucam skład dla zainteresowanych:


Krem znajduje się w dość dużej tubce, którą wygodnie się użytkuje. Pod koniec warto ją przeciąć, ponieważ na ściankach na pewno znajdzie się spora ilość produktu. Krem jest dość gęstej konsystencji, która szybko wchłania się pozostawiając uczucie nawilżenia. Jednak jest to krótkotrwały efekt. Jego działanie określiłabym na poziomie średnim. Jeśli mam przesuszone ręce, aplikuję go grubą warstwą na noc, jednak rano nie ma dużej poprawy. Dlatego o ile super sprawdza się w ciągu dnia, na noc dla dogłębnego nawilżenia się nie nadaje.  Produkt skusił mnie przede wszystkim swoim zapachem, który jest delikatny, a jednocześnie ma coś w sobie, co mnie przyciągnęło. Za niecałe 5 zł można kupić na wypróbowanie. Czy wrócę do niego? Zapewne nie, gdyż kremy zużywam bardzo mozolnie i za każdym razem sięgam po inny. 


Jaki krem polecacie?

poniedziałek, 7 października 2013

Maybelline, Volum` Express One by One Mascara Tusz pogrubiająco - rozdzielający + efekt na rzęsach


O produkcie:
Pierwsza szczoteczka o potrójnym działaniu jest już dostępna! Na jednej powiece znajduje się około 100 rzęs, a szczoteczka Lash Catcher ma ponad 300 włókien. Dzięki temu na jedna rzęsę przypadają 3 włókna, które pokrywają i rozdzielają każdą rzęsę z osobna. Wykonana jest z miękkiego i sprężystego tworzywa, co nadaje jej odpowiednia elastyczność. Czerpiąc inspiracje z dogłębnej wiedzy w dziedzinie pielęgnacji włosów, laboratoria Maybelline opracowały formułę, która stanowi idealne uzupełnienie działania szczoteczki. Formuła ta pokrywa 100% rzęs, nadaje objętość każdej rzęsie i nie pozostawia grudek. Formuła One by One zawiera kwasy owocowe znane z właściwości wygładzających. Gładka powierzchnia rzęs to mniej grudek, lepsze ich rozdzielenie oraz lepsza kontrola końcowego efektu na rzęsach.
Składniki aktywne wygładzające rzęsy: uzyskane z owoców kwasy AHA i prowitamina C.

Efekt:



Moja opinia:

Początkowo byłam do niej uprzedzona, ponieważ o ile bardzo lubię silikonowe szczoteczki, to ta jest naprawdę dużych rozmiarów. Jeśli chodzi o moje tuszowe preferencje to bardzo lubię tusze, które rozdzielają rzęsy, a także je pogrubiają, a przede wszystkim się nie osypują- z tym ostatnim mam szczególny problem.
Ten tusz bardzo ładnie wydłuża rzęsy, przy dwóch warstwach są również dobrze pogrubione, nie są sklejone. Zresztą same możecie ocenić efekt na podstawie zdjęć. Tak pomalowane rzęsy mają na sobie ok. 2 warstwy- tak lubię się nosić na co dzień. Jedną wadą jest to, że niestety się osypuje - zresztą na drugim zdjęciu widać ją pod oczami... Drugą wadą (dla niektórych zaletą) jest to, że długo wysycha na rzęsach. Dla mnie jest to minus bo mam dość długie rzęsy i muszę się pilnować do momentu jej wyschnięcia aby mi się nie poodbijała na powiekach. Dla niektórych jest to zaleta, ponieważ długo można z nią pracować. Mimo kilku wad zużyję ją bo efekt naprawdę mi się podoba. W kolejce czeka na mnie kolejny tusz tej firmy, który kupiłam na promocji w Rossmannie. Teraz (do 11 października br.)  jest promocja na produkty do oczu tej firmy w Rossmannie -40% więc zainteresowanych odsyłam właśnie tam. 



piątek, 4 października 2013

BeBeauty, Delikatny żel- krem łagodzący do mycia twarzy

Kika słów o żelu do twarzy, który po raz pierwszy na moim blogu pojawił się w ulubieńcach września.
Ma on swoich zwolenników, jak i przeciwników. Ja zdecydowanie jestem zwolennikiem.
Zapraszam do recenzji.



O produkcie:
Delikatny żel- krem łagodnie oczyszcza skórę twarzy i oczu z makijażu i zanieczyszczeń, nie powodując wysuszenia. Delikatna formuła żelu koi podrażnienia pozostawiając uczucie komfortu. Wyciąg z owocu nonoi działa na skórę antyoksydacyjne i odżywczo, dodaje energii oraz wspomaga jej naturalną ochronę. Zawarta w żelu gliceryna utrzymuje optymalny poziom nawilżenia. Skóra po użyciu żelu jest oczyszczona, nawilżona i ukojona.

Poniżej zdjęcie ze składem dla zainteresowanych.



Produkt zamknięty jest w miłej dla oka plastikowej tubce, z którą ogólnie nie ma problemu. Jednak gdy zaczynamy użytkowanie i nie domkniemy w pośpiechu zatyczki kolejnego razu może nas czekać niespodzianka w postaci rozlanego produktu w całej zatyczce.  Zapach produktu jest zdecydowanie wyczuwalny, ale jednocześnie jest dla mnie przyjemny. Konsystencja przypomina mi rzeczywiście rozrzedzony krem. Bardzo delikatna. Żel-krem nie pieni się podczas użytkowania co bardzo lubię, za to otula twarz przyjemną konsystencją, którą delikatnie masując wraz z wodą można zmyć. Produkt nie zatyka mi porów oraz nie wysusza skóry ani jej nie ściąga. Ładnie zmywa makijaż, a także nie szczypie w oczy. Być może to zasługa braku alergenów w jego składzie. Już niejednokrotnie zmywałam nim resztki makijażu z oczów. Jego atutem jest również cena i dostępność, koszt to niecałe 5 zł dostępne w każdej Biedronce. Podsumowując produkt zdecydowanie sprawdza się w mojej pielęgnacji i sądzę, że kiedyś do niego wrócę, a już na pewno wypróbuję jego biedronkowych braci.



środa, 2 października 2013

Timotei, Szampon i odżywka 2in1, 0% parabenów, silikonów, barwników.

Na półce obok wanny, najczęściej spotkać można zwykłe szampony, zwykłych marek. Najczęściej o przeźroczystej konsystencji. Tym razem pojawił się Timotei, który różni się od pozostałych, ponieważ to nie tylko szampon ale szampon z odżywką w jednym. Poniżej kilka informacja o produkcie i moja opinia.



Informacja od producenta:

100 % Piękna
0% parabenów, 0% silikonów, 0% barwników.
Szampon i odżywka Timotei Świeżość i czystość 2 w 1 wzbogacony ekstraktami z liści zielonej herbaty organicznej oczyści i nawilży Twoje włosy, sprawiając, że staną się lśniące, miękkie i piękne.



Produkt zamieszczony jest w wygodnej i estetycznej butelce, z wygodnym dozownikiem. Ku mojemu zdziwieniu ma przeźroczystą (delikatnie zielonkawą) i dość gęstą konsystencję. Zapach świeży, co bardzo lubię, ponieważ mam dodatkowe wrażenie świeżości. Producent gwarantuje 0% parabenów, 0% silikonów, 0% barwników co dziś jest w modzie. Na składach się nie znam więc nie powiem czy faktycznie jest to informacja prawdziwa- ale zakłam, że tak. Choć już na drugim miejscu jest SLS... Szampon (+ odżywka) bardzo dobrze się pieni i po jego zastosowaniu mam wrażenie czystości- a nie po wszystkich szamponach mam takie odczucie. Mam włosy przetłuszczające się i maximum mogę pozwolić sobie na mycie co drugi dzień i tutaj jak najbardziej również tak zostało. Nie powoduje przetłuszczania się skóry głowy. Włosy po jego zastosowaniu mają standardową dla mnie objętość. A dzięki odżywce - której nie wyczuwam w tym produkcie w żaden sposób- włosy się ładnie błyszczą (tak myślę, że to dzięki temu bo zwykle tak bywało). Po zastosowaniu szamponu, używam standardowo odżywki w postaci maski do włosów. 
Bardzo polubiłam ten drogeryjny szampon i na pewno do niego będę wracać.
Ku mojemu zdziwieniu sprawdza się bardzo dobrze.




Dajcie znać czy stosowaliście ten produkt i jak się sprawdził. :)


EDIT: Czar prysł, w 99% od tego szamponu dostałam łupieżu. Fakt, że włosy utrzymują się po nim naprawdę długo świeże, sprawia, że wysusza skórę głowy i niestety powstał łupież.