piątek, 9 grudnia 2016

GÓRA DZIKOWIEC I JEJ WIEŻA WIDOKOWA (836 M N.P.M.)

W jedną z ostatnich jeszcze ciepłych niedziel wybraliśmy się do nieco odległej nam Góry Dzikowiec, z którą nigdy wcześniej się nie widzieliśmy. Zachęciły mnie zdjęcia widoków, które rozciągają się z wieży widokowej. Jako fanka wszelkich punktów widokowych nie mogłam sobie odmówić. 

Góra Dzikowiec wznosi się na wysokość 836 m n.p.m. i znajduje się w północno- zachodniej części Gór Kamiennych. w Sudetach Środkowych. Za zasługą wulkanicznego pochodzenia przybiera stożkowy kształt, który spotęgowany wieżą widokową umożliwia podziwianie pięknej panoramy.




środa, 2 listopada 2016

MIEJSCA NIEZNANE - REZERWAT PRZYRODY GŁAZY KRASNOLUDKÓW

Często przeglądam strony i hashtagi w poszukiwaniu nowych miejsc, które w rezultacie wpisuję na swoją "Listę miejsc do odwiedzenia" w małym zeszyciku, w którym mieści się wszystko o czym nie mam ochoty zapomnieć. Tak było z nieznanym mi miejscem o ciekawej nazwie Rezerwat Przyrody Głazy Krasnoludków. Przeszukałam Internet w poszukiwaniu zdjęć i informacji na jego temat, ale szczerze mówiąc treści były znikome dlatego planując wyjazd jednym z ważniejszych punktów było właśnie to nieznane miejsce. Rezerwat powstał oficjalnie w 1970 roku i znajduje się w miejscowości Zawory. Przynależy do góry Stołowych, Sudetów.


niedziela, 2 października 2016

PERŁA BAROKU W KRZESZOWIE

Będąc w pobliżu i zwiedzając Głazy Krasnoludków oraz Górę Dzikowiec odwiedziliśmy Bazylikę Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny znaną jako Perła Baroku w Krzeszowie. Jest to miejsce, które znalazłam śledząc interesujące mnie hasztagi na Instagramie. Kiedyś znajdowało się tu opactwo Cystersów zbudowane w latach 1728-1735 w stylu barokowym. 


środa, 28 września 2016

KORONA GÓR POLSKI - WIELKA SOWA 1015 m n.p.m.

Wielka Sowa to góra, którą pamiętam ze szkolnych lat. Po długiej przerwie postanowiłam wdrapać się na jej szczyt ponownie. Przyznam, że od tamtej pory sporo się zmieniło - drzewa, szczególnie te w wyższych partiach, zdecydowanie odrosły po zniszczeniach, które przyniosły im kwaśne deszcze, a sam szczyt rozwinął się i jest o wiele bardziej zadbany i przyjazny - przynajmniej w moim odczuciu. 
W ramach wstępu dodam, że góra Wielka Sowa osiąga wysokość 1015 m n.p.m.  Należy do Korony Gór Polski i stanowi najwyższy szczyt w Górach Sowich, w Sudetach Środkowych. 


sobota, 17 września 2016

KORONA GÓR POLSKI - WALIGÓRA 934 m n.p.m.


Waligóra to najwyższy szczyt Gór Suchych i całych Gór Kamiennych leżący odpowiednio, w ich północnej i środkowej ich części. Jest jedną z najwyższych gór Sudetów Środkowych i sięga dokładnie 933,88 m n.p.m. Niegdyś był to ciekawy cel turystów z racji łatwego i szybkiego dojścia na wieżę widokową. Obecnie góra straciła na popularności z powodu braku "atrakcji" na jej szczycie. Wieża widokowa z racji jej fatalnego stanu została zdemontowana już dawno temu. Dodatkowo warto pamiętać, że góra ta należy do Korony Gór Polski, Korony Sudetów i Korony Sudetów Polskich.


poniedziałek, 12 września 2016

KOŁOBRZEG W KILKA GODZIN

Tak jak wspominałam w poście o Latarni morskiej w Gąskach, naszym punktem wypadowym było Mielno - Unieście. Pogoda nie pozwalała na leniuchowanie na plaży w związku z czym wyruszyliśmy do Kołobrzegu, który oddalony jest o ok. 50 km. Niestety wyruszyliśmy dopiero przed godziną 10 i jak zwykle na trasie było bardzo tłoczno. Staliśmy w korku na drodze dojazdowej przez 15 minut, a Kołobrzeg był zakorkowany na maksa. Udało nam się przyśpieszyć przejazd tylko dzięki nawigacji wykrywającej objazdy od zakorkowanych miejsc. Dojechaliśmy do samiutkiej Latarni morskiej w Kołobrzegu, gdzie okazało się, że nie ma dosłownie ani jednego pustego miejsca parkingowego. Cudem udało nam się je znaleźć na jednym z bocznych parkingów zamkniętych, który był blisko centrum ale za to w bocznej dróżce, gdzie trudniej trafić. Także wszystkim dojezdnym turystom polecamy wybrać się tam z samego rana.

Na zwiedzenie Kołobrzegu wyznaczyliśmy sobie jeden dzień. Dlatego też skupiliśmy się na najpopularniejszej jego nadmorskiej części. O tym co zwiedziliśmy będąc kilka godzin w Kołobrzegu napiszę poniżej.

czwartek, 8 września 2016

OBRYW SKALNY W BARDZIE

W pierwszą  niedzielę września wybraliśmy się do Barda, a dokładniej na Obryw Skalny, który widoczny jest z trasy Wrocław - Kudowa Słone w postaci białego krzyża, wybijającego się na tle wzgórza pokrytego lasem.
Obryw powstał na zachodnim stoku Kalwarii  a dokładniej w Górach Bardzkich (w Sudetach Środkowych). Górna krawędź osuwiska znajduje się na wysokości około 390 m n.p.m i obecnie stanowi punkt widokowy, z którego podziwiać można panoramę Barda, Przełomu Bardzkiego i północnej części Grzbietu Zachodniego Gór Bardzkich. 

środa, 7 września 2016

SKY WALK CZYLI CZESKA ŚCIEŻKA W CHMURACH

U naszych czeskich sąsiadów czeka na nas wiele fajnych atrakcji. Jedną z nich, usytuowaną tuż za polską granicą jest Sky Walk.

Obiekt znajduje się w ośrodku narciarsko-rekreacyjnym Dolni Morava, na górze Slamnik o wysokości 1116 m n.p.m, natomiast sama konstrukcja wznosi się na 55 m. Spacerując po niej możemy podziwiać piękne widoki górskie połączone z niebem w obłokach - widok wart każdej wydanej korony na wstęp. Mieliśmy szczęście ponieważ podziwialiśmy krajobraz zarówno w chmurach jak i bez nich, w pełnym słońcu. 

Konstrukcja stoi na szczycie stoku narciarskiego. Jest on stromy dlatego nie polecam wchodzić pieszo na jego szczyt aby dotrzeć do Ścieżki w chmurach. Skorzystaliśmy z wjazdu wyciągiem, który ze względu na otaczający krajobraz jest sam w sobie atrakcją. Wyciąg jest bezpieczny i stabilny - nie ma czego się bać.

piątek, 2 września 2016

ZAMEK GRODNO WCZESNĄ WIOSNĄ

Wyszukując zdjęcia do wywołania natrafiłam na kilka uwiecznionych chwil z Zamku Grodno. Wybraliśmy się tam wczesną jesienią, kiedy to przebijały się pierwsze ciepłe promienie słońca. Nadrabiam więc zaległości i naskrobię kilka słów o tym miejscu.


czwartek, 1 września 2016

BŁĘDNE SKAŁY PRZED SEZONEM

Po przechadzce po Szczelińcu Wielkim udaliśmy się odwiedzić Błędne Skały, które znajdują się w pobliżu. Błędne Skały to zespół bloków skalnych na wysokości 853 m n.p.m., tworzący malowniczy labirynt.  Obecnie pomiędzy różnorodnymi formami skalnymi takimi, jak skalne maczugi, grzyby, czy słupy przebiega kilkusetmetrowa trasa turystyczna. O całej przechadzce słów kilka poniżej.

środa, 31 sierpnia 2016

SZCZELINIEC WIELKI W GÓRACH STOŁOWYCH

Decyzję o wycieczce na Szczeliniec Wielki i Błędne Skały przez Wambierzyce podjęliśmy w długi , ciepły i słoneczny majowy weekend.  Szczeliniec Wielki liczy 919 m n.p.m. co sprawia, że jest to najwyższy szczyt w Górach Stołowych, znajdujących się na terenie Parku Narodowego Gór Stołowych. Należy on do Korony Gór Polski i stanowi jedną z największych atrakcji turystycznych Sudetów. Zwiedzić tu można rezerwat krajobrazowy z potężnymi głazami, które przyjmują popularne formy m.in. kwoki, małpy czy słonia , a na samym szczycie rozciągają się tarasy widokowe z panoramą Sudetów.

poniedziałek, 29 sierpnia 2016

LATARMIA MORSKA W GĄSKACH

Urlopowa pogoda nie pozwoliła na delektowanie się plażą w Unieściu dlatego postanowiłam wyszukać pobliskie atrakcje i spędzić czas na zwiedzaniu. Propozycja padła na Kołobrzeg, Sarbinowo i Gąski.  Na pierwszy rzut poszła Latarnia morska w Gąskach znajdująca się niedaleko Mielna - Unieścia, czyli naszej bazy wypadowej. 

Dojazd do obiektu jest tragiczny. Droga nie jest odremontowana, pełna dziur, kałuż i braku chodnika dla pieszych. Na drodze dojazdowej panuje totalny chaos, co zupełnie mnie zdziwiło ponieważ w momencie, w którym odwiedziłam to miejsce było naprawdę dużo turystów nie tylko z Polski ale i z zagranicy. Sądzę, że warto dla nich pokwapić się o lepszy dojazd. Samochód pozostawiłam na poboczu przy drodze tak jak większość osób - w pobliżu znajdują się także płatne parkingi, z których nie korzysta wielu zwiedzających (bo po co jak obok można zaparkować bezpłatnie). Tuż przy latarni znajdują się sklepiki z regionalnymi pamiątkami oraz miejsca gastronomiczne. 

Latarnia mierzy około 50 metrów wysokości. Na taras wchodzimy po 190 schodach, natomiast ostatnie "podejście" pokonujemy po stromych, metalowych i bardzo śliskich schodach, które wywołują sporo emocji. Należy zachować tam ostrożność, ponieważ można z nich po prostu spaść podczas schodzenia. W ciemnym wnętrzu latarni spędziliśmy kilka minut w kolejce, ponieważ było zbyt wiele osób  jednocześnie wchodzących i schodzących przez co przejścia się blokowały, szczególnie w miejscu wspominanych metalowych schodów.

Z lądu  taras wygląda całkiem normalnie, niestety po wejściu nawet we mnie obudził się mały strach. Taras jest wąski, a zamieszczone tam barierki budzą strach i niepewność. Pierwszy raz w jednym miejscu spotkałam tak wielu przerażonych ludzi - niektóre kobiety z przerażenia przesuwały się wokół przodem do murów, aby nie patrzyć na widoki. Mimo wszystko lubię takie miejsca i liczę, że odwiedzę wszystkie latarnie morskie na polskim wybrzeżu.


Przydatne linki:

- odwiedzone przeze mnie miejsca www.ewkabloguje.blogspot.com/mojewyjazdy

- mój Instagram www.instagram.com/aktualna


wtorek, 23 sierpnia 2016

OBJĘTOŚĆ Z NIVEA VOLUME CARE

Produkty Nivea są ze mną od kilku lat. Moimi ulubieńcami są odżywki do włosów niemal z każdej serii, które wygładzają włosy i nadają im przyjemny zapach. Marka wprowadziła nowość, która powinna zainteresować szerokie grono konsumentek, ponieważ na objętości włosów zależy chyba każdej z nas.

Głównym założeniem nowej serii kosmetyków do pielęgnacji jest widoczne zwiększenie objętość i nie obciążanie włosów dzięki innowacyjnej formule z Nutri - Esencją i ekstraktowi z bambusa. Linia przeznaczona dla włosów cienkich, pozbawionych objętości, a dodatkowo kosmetyki:

Pielęgnują nie obciążając włosów
Wzmacniają włosy i nadają zauważalną objętość
Chronią włosy ułatwiając ich rozczesywanie

niedziela, 21 sierpnia 2016

MINIEUROLAND W KŁODZKU

Całkiem niedawno w Kłodzku powstał Park Miniatur Minieuroland. Z podobnym obiektem miałam do czynienia w Kowarach (niedaleko Karpacza). Podczas ostatnich dni urlopu skuszona opiniami i intensywną promocją obiektu, postanowiłam przekonać się na własne oczy o co tyle szumu.

Minieuroland osiąga powierzchnię 20 tys. m² i liczy obecnie ponad 30 miniatur a docelowo planowanych jest ponad 100. Makiety wzorowane są na najpopularniejszych budowlach z całego świata, w tym z Europy i Dolnego Śląska.

Po zapoznaniu się z informacjami ze strony internetowej stwierdziłam, że park odwiedzę ponownie, ponieważ w najbliższej przyszłości powstanie tam miniatura jednej z najwyższych budowli świata jaką jest Petronas Twin Towers z Kuala Lumpur. Wieże osiągną 30 metrów wysokości i posiadać będą taras widokowy.

Sam park przyciąga uwagę pięknem kwiatów i kolorowych budowli sporych rozmiarów. Pełny jest oczek wodnych, ścieżek, roślinności oraz miejsc do odpoczynku. Na terenie parku znajduje się sporej wielkości plac zabaw dla dzieci oraz miejsca na spożycie posiłku czy deseru. Zdecydowanie warto zabrać tam dzieciaki.


Przydatne linki:

- odwiedzone przeze mnie miejsca www.ewkabloguje.blogspot.com/mojewyjazdy

- mój Instagram www.instagram.com/aktualna

- strona główna obiektu www.minieuroland.pl


sobota, 13 sierpnia 2016

ZAMEK W PSZCZYNIE NA ŚLĄSKU

Będąc na Śląsku u rodziny postanowiliśmy w drodze powrotnej coś zwiedzić. Padło na Zamek w Pszczynie, który słynie ze swojego bogatego wnętrza. Do tej pory wnętrza, które robiły na mnie wrażenie znajdowały się w Zamku Książ (woj. dolnośląskie), ale przy Zamku w Pszczynie, Książ wypada bardzo słabo. Niestety miałam ze sobą tylko telefon, w związku z czym jakość zdjęć nie jest najlepsza, ale poniżej kilka z nich umieszczę.

Zamek i jego okolice są bardzo zadbane. Aby wejść do środka trzeba ubrać specjalne obuwie ochronne, które chroni podłogi. Przynależy do niego bardzo duży park po którym można pospacerować. Tuż obok znajdują się Stajnie Książęce, pszczyński rynek oraz zagroda żubrów, którą z racji padającego deszczu sobie odpuściliśmy. 

Dla osób, które mają w planach odwiedzić ten obiekt dodam, że w poniedziałki (oprócz tych, w które wypada jakieś święto) wstęp na zamek oraz na Stajnie Książęce jest bezpłatny. Więcej szczegółów na ten temat oraz wirtualne zwiedzanie znajdziecie na www.zamek-pszczyna.pl .

Więcej moich zdjęć znajduje się na Instagramie: https://www.instagram.com/aktualna/



ZAMEK CZOCHA NA DOLNYM ŚLĄSKU

Drugim miejscem do odwiedzenia w majowy maraton był Zamek Czocha, który nazywany jest polskim zamkiem Harrego Pottera (znajduje się tu nawet szkoła magii). Był to obronny zamek graniczny położony w miejscowości Sucha, nad Zalewem Leśniańskim. Jest to typowo turystyczne miejsce, nakierowane na turystów. Można tu także wynająć pokój (który udostępniony jest dla zwiedzających), zrobić sesję zdjęciową, bankiet czy zdecydować się na nocne zwiedzanie zamku. Opcji jest wiele - my zdecydowaliśmy się na typowo turystyczne zwiedzanie, aby w dość krótkim czasie bliżej poznać jego historię. Mimo problemów z przewodnikiem, który nie wstawił się na czas i z trudnością nieznalezienia "startu" zwiedzania, przewodnik okazał się rewelacyjny i miło przechadzało się z nim po komnatach, podziemiach i tajnych przejściach, które znajdują się w tym obiekcie. 
Niestety w majowy weekend z powodu remontu, nieudostępniona była wieża, z której podziwiać można okolicę i sam teren zamku. 

Ogólne wrażenie jest bardzo pozytywne. Zamek kryje w sobie wiele ciekawostek i na pewno warto jest go zwiedzić. Nie jest w stanie idealnym, ale mimo wszystko nadaje mu to uroku i magii. Podczas naszej wizyty zbierało się na burzę, kotłowały się chmury, jednocześnie rażąc mocnym słońcem co potęgowało magię tego miejsca. Teren do zwiedzania jest obszerny, a na jego terenie zapewniono turystom i dzieciom wiele atrakcji (przynajmniej tak było w weekend majowy). 

Z dodatkowych informacji dla zwiedzających dodam, że zwiedzanie z przewodnikiem dla osoby dorosłej to koszt ok. 14 zł, natomiast samo wejście na teren zamkowy 4 zł. 

Więcej zdjęć znajduje się na moim Instagramie: www.instagram.com/aktualna


ZAMEK BOLKÓW NA DOLNYM ŚLĄSKU

Trzecim punktem majowej wycieczki był Zamek Bolków. Gdy dotarliśmy do celu było już późne popołudnie i zaciągało się na burzę, ale mimo wszystko udało nam się zwiedzić ten obiekt. Wieża  dziobowa była najbardziej interesującym mnie celem, dlatego tam udaliśmy się w pierwszej kolejności. Jej wysokość wynosi dziś około 25 m. Z tej wysokości idealnie widać było malownicze okolice. W przyziemiu znajduje się tzw. loch głodowy,  a wejście na wyższe kondygnacje umożliwiają schody umieszczone wewnątrz grubego na 4,5 m. muru. Przyznam, że momentami wchodząc po schodach miałam chwile grozy - były wysokie a wewnątrz wieży bardzo ciemno.

Sam zamek jest typową ruiną udostępnioną do zwiedzania, ale nie ma co się dziwić ponieważ pierwsza wzmianka o nim pochodzi z 1277 roku. W obiekcie znajduje się też muzeum z wystawami.  
Dużym plusem było brak tłumów, dzięki czemu swobodnie można było się po nim poruszać. Choć przez to tworzył wrażenie, małego zainteresowania wśród turystów. 

Wejście na Zamek możliwe jest m.in od parkingu zlokalizowanego przy ul. Bolka 12 - my zostawiliśmy samochód w centrum miasteczka, aby przespacerować się na wzgórze zamkowe. 

Jako ciekawostkę dodam, że na pasie zieleni, okalającym zamek wyznaczona jest część, gdzie można urządzić sobie rodzinnego grilla (z własnym grillem bo miejsc do paleniska nie ma).

Ceny biletów są bardzo symboliczne, a dodatkowo w poniedziałki jest wstęp wolny (ale co ważne, nie dotyczy następujących poniedziałków: 28.03.2016; 02.05.2016; 15.08.2016)

Więcej szczegółów na stronie głównej obiektu www.zamek-bolkow.info.pl.
Więcej moich zdjęć na Instagranie www.instagram.com/aktualna



piątek, 5 sierpnia 2016

ZAMEK KLICZKÓW NA DOLNYM ŚLĄSKU

Szukając zamków, które moglibyśmy odwiedzić w weekend majowy, trafiliśmy m.in. na Zamek Kliczków. Na szybko sprawdziliśmy lokalizację, która sprzyjała naszemu objazdowi i ruszyliśmy.

Na miejscu zamek zaskoczył nas swoim pięknem i wielkością zielonych terenów, które rozciągają się dookoła. Początkiem maja, kiedy to roślinność dopiero budzi się do życia, miło pospacerowaliśmy i cieszyliśmy się zielonym pięknem kontrastującym z błękitnym niebem. Obiekt robi daje wrażenia panującego tam bogactwa. Jest bardzo zadbany i doskonały niemal w każdym stopniu.

O historii zamku, która sięga aż XIII wieku możecie poczytać na jego stronie głównej, natomiast dziś mieści się tam centrum konferencyjno- wypoczynkowe, posiadające niemal 90 pokoi o wysokim standardzie i centrum SPA oferujące różnorodne zabiegi.

Dodam tylko, że dla zwiedzających nieodpłatnie udostępniony jest teren zamku, gdzie można pospacerować. Tuż pod zamkiem znajduje się monitorowany parking - na plakatach oznakowany jako płatny, ale w majówkowy poranek nikt nie żądał od nas opłaty. Jeśli jednak wolicie uniknąć ewentualnych opłat, samochód można zostawić przed placem zamkowym. Tuż bok jest kościół, więc uczestnicy mszy parkują gdzie tylko mogą ;)

Dodatkowe informacje:
- strona główna Zamku Kliczków http://www.kliczkow.com.pl
- mój Instagram, gdzie jestem na bieżąco www.instagram.com/aktualna




wtorek, 29 marca 2016

MOJE NOWOŚCI Z LIDLA

Cześć dziewczyny!

Od dziś w Lidlu istne zamieszanie, którego się nie spodziewałam. Pojawiły się ciekawe nowości, a wśród nich odzież sportowa, która jest niezłej jakości oraz różne sportowe akcesoria (klik) typu kaski, liczniki... a to wszystko dla miłośników sportów rowerowych ;)  Zaciekawiła mnie kurtka przeciwdeszczowa (klik) w szarym kolorze, ale niestety nie było mojego rozmiaru. 

Osobiście wybrałam się do Lidla po zestaw ręczników, aby nie myśleć o tym podczas przeprowadzki i po prostu mieć nowe na nowe mieszkanie. Wykonane są w 100% z bawełny. Postanowiłam dobrać zestaw małych w rozmiarze 50x90 oraz dużych 70x130. Więcej na temat ręczników i ich cen dowiecie się tutaj.

Odsyłam Was do oglądnięcia najnowszej oferty (klik).

Moje zakupy - wybrałam niebieskie i granatowe dla mojego mężczyzny oraz pastelowe dla siebie.
Inne zdjęcie znajdziecie na moim instagramie @aktualna.

sobota, 26 marca 2016

MOJE PAZNOKCIE PO HYBRYDACH

Jakiś czas temu postanowiłam, że wypróbuję domowe wykonywanie hybryd. Wydawały się dla mnie idealnym rozwiązaniem, ponieważ teoretycznie metoda ta zapewnia nieskazitelny efekt przez dwa tygodnie. Z racji tego, że lubię mieć zadbane paznokcie, a przy mojej pracy i stylu życia szybko się one niszczą chciałam więc skorzystać z zalet paznokci hybrydowych jakim jest wygodna i schludny wygląd. Skusiłam się na zestaw, wypróbowałam również inne tańsze hybrydy, ale niestety. Lakier ten pomimo dziesiątków prób nie chce utrzymywać się na moim paznokciach. Już po dwóch dniach potrafił odprysnąć albo zejść niczym gumowa warstwa peel off. 

Szukałam przyczyn tej nietrwałości. Próbowałam już wszystkiego, aby utrzymał się choć przez tydzień ale najwyraźniej nie jest to opcja dla mnie. Stałam się jedynie mistrzynią w ściąganiu hybryd, bo czyniłam to częściej niż raz w tygodniu i poświęcałam niemało czasu na kontynuowanie wyzwania.

Po wydatkowaniu niemałej sumy pieniędzy na akcesoria i kosmetyki niezbędne do wykonania tego manicure po prostu sobie odpuściłam i zatęskniłam za krótkimi, pomalowanymi choćby samą odżywką paznokciami.

Kondycja moich paznokci jest średnia - biorąc pod uwagę ilekroć razy były traktowane acetonem, odtłuszczaczem, pilnikiem i lampą UV. Niektóre paznokcie są niemal bez skazy, a na innych pojawiły się widoczne i nieestetycznie zadziory na płytce, które wywołane są prawdopodobnie ściąganiem hybryd - choć czyniłam to jednakowo i delikatnie różnica w ich stanie jest zdecydowanie widoczna. Mimo wszystko są dość twarde i dużo im do regeneracji nie potrzeba. Reasumując:


- na niektórych paznokciach powstały nieestetyczne zadziory,
- paznokcie zaczęły rozdwajać się na końcówkach,
- skórki i ogólnie dłonie zostały wysuszone przez aceton i lampę UV.


Plan działania na najbliższych kilkanaście dni? Spiłuje je na krótko, tak aby nadać im estetyczny wygląd, pomaluję odżywką i dam im po prostu odpocząć. Sama też odetchnę od paranoi paznokciowej.

Nie jestem przeciwniczką hybryd i poniekąd zazdroszczę dziewczyną, które samodzielnie wykonują je w domu i cieszą się nimi przez dwa tygodnie. Ale po mojej przeprawie z nieefektownym manicure zraziłam się do tego totalnie i nieszybko zdecyduję się podjąć kolejne podejście. 

Poniżej zdjęcie paznokci tuż po ściągnięciu hybryd acetonem i umyciu dłoni. 
Moje paznokcie z hybrydą możecie zobaczyć m.in. na tym zdjęciu .


poniedziałek, 21 marca 2016

KURACJA ESMYA - MIĘŚNIAKI MACICY

Długo zastanawiałam się nad publikacją tego posta. Wisi on w moich wersjach roboczych już ponad rok, ale ostatecznie stwierdziłam, że być może komuś pomogą te informację. Zacznę od początku i pokrótce opowiem moją historię.

Pomimo młodego wieku (23 lat) otrzymałam diagnozę mięśniaków, które oczywiście stworzone są do usunięcia operacyjnego (oprócz tego od tamtej pory zmagam się z nieuleczalną chorobą jaką jest endometrioza ale o tym w innym poście). W tym wpisie chciałabym skupić się na moich doświadczeniach i zmaganiach z mięśniakami macicy. Proszę pamiętajcie o tym, że piszę to wszystko z punktu widzenia pacjenta - nie jestem fachowcem w tej dziedzinie.

Z racji mojego młodego wieku chwytałam się każdej opcji, która odsunęłaby mnie od operacji. Lekarze stwierdzili jednoznacznie, aby wypróbować kurację tabletkami Esmya. Zaczęłam szukać jakichkolwiek informacji i jak się okazało lek jest stosunkowo nowy na rynku, nierefundowany, a dodatkowo bardzo ciężko znaleźć historię kobiet, które deklarują jakiekolwiek efekty. Dlatego też postanowiłam dzielić się z Wami moimi efektami, których w zasadzie nie było.


Moim wyznacznikiem była trzy miesięczna kuracja. W zakątkach Internetu znalazłam informację o tym iż wielu uczonych twierdzi, że jej przedłużenie do sześciu miesięcy może spowodować zmniejszenie mięśniaków macicy nawet do 75% i odroczyć do 5 lat operację, co w moim młodym wieku jest dużym walorem.

Po głębokim zastanowieniu zdecydowałam się na tę kosztowną kurację. Kosztowną, ponieważ jedno opakowanie 28 tabletek kosztuje średnio 600 do 1000 złotych + prywatne wizyty lekarskie co miesiąc. 


Pierwsze dni kuracji

Kurację zaczęłam zgodnie z zaleceniami lekarza prowadzącego oraz ulotki - w pierwszy dzień otrzymanej miesiączki. Każdego dnia sięgam po tabletkę w godzinach wieczornych o ok. 21:30, popijając ją niewielką ilością wody.

Pierwsze dni mocno mnie zestresowały, ponieważ zaczął boleć mnie mój woreczek żółciowy, z którym zawsze mam problemy podczas spożywania tłustych rzeczy (które całkowicie wyrzuciłam z menu żywieniowego) oraz podczas stosowania hormonów. Postanowiłam jednak być dobrej myśli, przeczekać to, a dodatkowo popijać raz dziennie napar szałwii, która udrażnia i reguluje poziom żółci. Był to pierwszy skutek uboczny, który zaobserwowałam i z  którym na całe szczęście jakoś sobie poradziłam.

Jeśli chodzi o miesiączkę podczas rozpoczęcia kuracji to zauważyłam, że jest minimalnie mniej intensywna, ale zdecydowanie działanie tabletek spowodowało zniwelowanie w zasadzie do zera bólów jej towarzyszących. Po jej ustąpieniu nie pojawiły się żadne krwawienia.

Następna planowana miesiączka, zgodnie z zapewnieniami nie powinna wystąpić i tak też było u mnie. W okresie czasowym, w którym miała mieć miejsce zauważałam typowe dla niej objawy tzn. ból piersi czy napięcie w dole brzucha. Dodatkowo występowały u mnie silne upławy, rzadkiej lub gęstej bezbarwnej wydzieliny. Po minięciu tego okresu niejako objawy te ustąpiły.

Poza tym w pierwszym okresie w zasadzie nie odczuwam żadnych dolegliwości, często miewam napięcie w dole brzucha, bardzo często chodziłam do toalety bo zbierający mocz powoduje dyskomfort i mam wrażenie że mnie "uciska". Dodatkowo raz, w środku nocy bardzo bolała mnie wyczuwalnie macica i dosłownie czułam pulsowanie mięśniaka. Nie wiem czy to dobrze, czy to źle ale wiem jedno, że coś się tam dzieje - miałam nadzieję, że tabletki po prostu działają.

Badanie kontrolne w połowie kuracji

Po 1,5 opakowaniu byłam na badaniu kontrolnym. Nie dowiedziałam się nic nowego - mięśniaki macicy nie zmieniły swojej wielkości, a lekarz utwierdził mnie o konieczności pozbycia się ich drogą operacyjną - chyba, że nagle zaczną się zmniejszać, wówczas przedłużę kurację do trzech kolejnych opakowań.


Ostateczny efekt  kuracji Esmya - wady i zalety


ZALETY:
- przygotowanie do operacji (?)
nie wiem na ile one wspomogły operację.
Wiele kobiet przechodzi ją pomyślnie bez stosowania żadnych specyfików

WADY:
- brak jakichkolwiek efektów
- złe samopoczucie
- osłabienie organizmu
- nasilone wypadanie włosów
- bardzo duże koszty

Niestety nie jestem osobą, której te tabletki pomogły. Lekarz stwierdził, że był one dobrym przygotowaniem przed cięciem operacyjnym ponieważ wstrzymały miesiączkę i "podrasowały" wyniki krwi, a dodatkowo powinny zmniejszyć krwawienie podczas wykonywania zabiegu.
Gdybym mogła cofnąć czas nigdy bym się na nie nie zdecydowała. Co najważniejsze nie otrzymałam nawet najmniejszych efektów i coś mi się wydaje, że jest to jedna wielka ściema. Rozmawiałam z kobietą, która również zażywała ten specyfik i niestety nawet nie dotrwała do końca kuracji ponieważ w trakcie jej stan się pogorszył do tego stopnia, że wylądowała na stole operacyjnym.
Z mojego doświadczenia wiem, że organizm bardzo się po nich osłabił i o ile nie przytyłam po ich stosowaniu to czułam ogólne osłabienie, a największym skutkiem ubocznym było wypadanie włosów, które spotęgowało się po przebytej operacji wyłuszcznenia mięśniaków drogą tradycyjną, które miało miejsce tydzień po ukończeniu kuracji.

Mięśniaki to ustrojstwo, które lepiej usunąć, operacja to nie koniec świata i da się po niej żyć - sama przeszłam już dwie i mam się całkiem dobrze. Najważniejsze to pozytywne myślenie ;)

Liczę, że ten wpis komuś się przyda. Jeśli będą jakieś pytania proszę zostawiać je w komentarzu pod wpisem.

wtorek, 15 marca 2016

ULUBIONE KOSMETYKI W LUTYM


Luty minął bardzo szybko, niósł ze sobą wiele ciężkich i bolesnych chwil o których staram się nie myśleć, a tym samym przechwyciłam z niego tyle pozytywnych wydarzeń i emocji ile tylko zdołałam. Wraz z końcem miesiąca czas na małych ulubieńców kosmetycznych. Jak zwykle będzie to mała gromadka która w lutym grała ze mną w jednej drużynie - jakkolwiek to brzmi. 

Pierwszy kosmetyk, który w tym miesiącu był niczym słońce po burzy to lakier Semilac numer 121. Postanowiłam ułatwić sobie życie i zamiast tradycyjnych lakierów sięgnąć po hybrydy. Skusiłam się na te zachwalane marki Bling. Niestety okazały się tragedią. Pękały, odpryskiwały, schodziły po kilku godzinach - dramat. Próbowałam kilkakrotnie, wyszukałam błędów w aplikacji, w złej bazie czy źle działającej lampie. Jednak wina tkwiła w lakierach. Gdy postanowiłam sprawdzić jak działają te powszechnie znane w hybrydowym świecie jakież było moje pozytywne zdziwienie. Więcej o tym na pewno napiszę w kolejnych postach. 

EDIT DLA UWAŻNYCH CZYTELNICZEK ! :)
Million Dollars Lips od Wibo to matowa pomadka w formie błyszczyka, której głównym zadaniem ma być długotrwałość. Wypatrzyłam ją u mojej mamy i co nie dziwne to właśnie jej ją podkradłam. Spodobała mi się od pierwszego użycia. Ma delikatną, hmm taką gładką formułę satynową (?) formułę. Nie jest ona mocno gęsta i tłusta ale jest na tyle odpowiednia, że świetnie zastyga na ustach, nie tworząc znanej chyba wszystkim skorupki, dodatkowo nie wysusza ust i co ważne długo się na nich utrzymuję, znikając stopniowo w bardzo naturalny sposób. Duży plus za to, że nie podkreśla suchych skórek i pięknie powiększa moje usta (przez jakiś czas miałam na instagramie selfie z nią w roli głównej). Mój kolor to numer 1. 

Ostatnim dobrym kosmetykiem jest korektor z Catrice. Cudem udało mi się go zdobyć już jakiś czas temu. Jest stosunkowo dobrze kryjący (ale nie jest to mega kryjący kamuflaż jak to wiele dziewczyn sądzi chyba, że budujemy krycie warstwami). Mimo wszystko dobrze sprawdza się w codziennym makijażu, dopasowuje się do cery i jest dobry dla bladziocha. Chciałam upolować go na promocji w Hebe w ramach 1+1 gr ale niestety wszystkie były już rozkupione. 

środa, 9 marca 2016

ESSENCE ALL ABOUT NUDES


W ostatnim poście z nowościami kosmetycznymi pokazywałam paletkę neutralnych cieni z Essence. Padł wówczas komentarz, którego autorka była ciekawa pigmentacji, więc oto jestem i piszę dla was kilka słów na temat tej paletki, którą miałam okazję już przetestować na kilka sposobów.

Kiedyś miałam mnóstwo cieni, począwszy od tych pojedynczych skończywszy na wielkich otwieranych paletach, których w rezultacie nie używałam. Postanowiłam skusić się na coś niedużego w kolorystyce, którą lubię najbardziej i w której dobrze się czuję, a przede wszystkim takiej którą będę użytkować i paleta nie zalegnie na dnie toaletki. 

Essence oferuje kilka wariantów kolorystycznych np. cienie wpadające w róż. Ja wybrałam dla siebie paletę o numerze 02 nudes, w neutralnych brązach. Skusiłam się na nią, ponieważ za jakiś czas wybieram się na wesele i chciałam poeksperymentować z makijażem. Spodobało mi się to do tego stopnia, że użytkuję ją praktycznie codziennie. Morał z tego taki, że z tej kombinacji cieni możemy wyczarować coś delikatnego jak i mocniejszego na większe wyjście, wzmacniając efekt eyelinerem i mocno wytuszowanymi rzęsami efekt jest całkiem przyzwoity.

Paletka jest plastikowa, zawiera cienie matowe, satynowe i jeden zawierający rozświetlający brokat. Jeśli chodzi o napigmentowanie, którego byłyście ciekawe to jak na taką cenę pigmentacja wypada bardzo dobrze. Co dla mnie - makijażowego lalika - intensywność można stopniować. Zazwyczaj nakładam niewielką ilość, która wypada półtransparentnie. Dzięki temu przyciemniam oko bez możliwości zrobienia sobie "ciemnej, trudnej do roztarcia plany". Formuła cieni jest również bardzo przyjemna. Nie są one tak suche, jak maty z Inglota, które posiadam. Bardzo lekko i łatwo się rozcierają, a tym samym nie zauważyłam aby się osypywały.

Paletkę kupiłam w duecie z wybraną przeze mnie maskarą za 17,99 zł w Drogerii Hebe, korzystając z promocji 1+1 za grosz. 


poniedziałek, 7 marca 2016

NOWOŚCI W KOSMETYCZCE





Dawno nie było u mnie postu z nowościami, więc postanowiłam nadrobić zaległości. Nie będę powracała do tego co kupiłam jak jakiś czas temu lecz skupię się na ostatnich nowościach. Jak za starych dobrych czasów pochwalę się tym, co u mnie nowe i nieznane. Tradycyjnie pokończyło mi się wszystko na raz więc uzupełniłam braki, a dodatkowo jako nagrodę fundnęłam sobie zestaw do tworzenia hybryd. Niestety one szybko mi odpadają i jestem na etapie dochodzenia do wprawy, ale o tym innym razem.

Nowością w kosmetyczce jest:
  • paletka cieni w neutralnych kolorkach pochodzi z Essence z serii All about nudes o numerze 02 nudes (cena: 17,99 zł w Hebe)

  • tusz do rzęs zawsze się przyda więc skorzystałam z promocji. Maskara pochodzi z Essence z serii I love extreme (cena: 0,01 zł -promocja na markę Essence 1+1 za grosz w Hebe)

  • lakiery hybrydowe Semilac w pięknych kolorkach 121 i 141 (cena: 29 zł w stacjonarnej hurtowni kosmetycznej) 

  • 2w1 czyli baza i top do wykonywania hybryd z Semilac (cena: 29 w stacjonarnej hurtowni kosmetycznej )

  • lakier hybrydowy Bling w kolorze czarnum o numerze 89, kupiony na próbę i z czystej ciekawości nad jakością. Wiele dziewczyn brało po kilkanaście sztuk.  (cena: 15 zł na bazarku)

  • upiększający olejek do twarzy i szyi od marki Evree z serii Magic Rose (cena: 29,99 zł w Rossmannie)
  • ulubiona, oczyszczająca maseczka do twarzy z Avon (cena: 9,99 zł)


Moje hybrydy szybko bo już po 2-3 dniach odklejają się na bokach paznokci- macie na o jakieś rady?




OD DZIŚ ODZIEŻ DZIŃSOWA W LIDLU

Wiele z was jest fankami odzieży z Lidla, w związku z tym wrzucam informacje na temat obecnej akcji. Znajdziecie odzież męską, odzież damską z głównym akcentem na jeans oraz pełny dział sportowy gdzie dominują stroje do biegania oraz obuwie. Znajdziecie coś również dla waszych pociech - fanki kosmetyków także znajdą coś dla siebie.


Cały asortyment działu damskiego znajdziecie tutaj lub po kliknięciu w obraz. 




  

Ofertę kosmetyczną możecie przeglądnąć pod tutaj.
Zachęcam do przejrzenia całej oferty
Osobiście czaję się na boyfriendy! :)

czwartek, 3 marca 2016

PILNIK SCHOLL Z ALIEXPRESS




Nigdy nie przywiązywałam uwagi do pielęgnacji pięt, ponieważ najzwyczajniej w świecie nie miałam z nimi problemu. Od czasu do czasu w ramach relaksu skusiłam się na aplikację kremu na noc. Jednak odkąd spędzam dużo więcej czasu na nogach, odczuwam potrzebę zredukowania ilości martwego naskórka. Typowe pilniki szybko się zużywają, a pumeksy jakby nie działają. Postanowiłam skusić się na School Velvet Smooth.

Mój zestaw wraz z dwoma dodatkowymi końcówkami zakupiłam na aliexpress.com płacąc niecałe 25 zł. Zamówiłam go na jednej z popularniejszych aukcji i czekałam na przesyłkę ponad dwa tygodnie. Dodatkowy wkład finansowy jaki musiałam ponieść to kupno czterech standardowych baterii.
Mój zestaw składał się z:
- pilnika z zamocowaną już głowicą,
- nakładki ochronnej, która zabezpiecza głowice podczas nieużywania sprzętu,
- zestaw dwóch wymiennych głowic

Zdaję sobie sprawę z tego, że jest to zapewne podróbka, ponieważ oglądałam produkt i zauważyłam, że na rączce pilnika nie ma logo "Scholl" tak jak jest to w najnowszym egzemplarzu oryginalnego pilnika Scholl - chyba, że pilnik w pierwotnej wersji nie posiadał logo, dajcie znać jeśli wiecie coś na ten temat. Poza tym nie widzę różnić ani w samym pilniku, ani w jego opakowaniach.
Wspomnę jeszcze, że w Polsce, np. w sieci drogerii Rossmann sam pilnik kosztuje grubo powyżej 100 zł, a dwie głowice wymienne ok. 40 zł, więc warto było zaryzykować.

Piszę że było warto, ponieważ produkt spełnia moje oczekiwania. Świetnie radzi sobie z martwym naskórkiem na stopach w błyskawiczny i skuteczny sposób. Jak działa? Przykładamy włączony pilnik do skóry stopy i głowica sama odwala za nas robotę. Sądziłam, że trzeba będzie uważać aby nie spowodować podrażnień, jednak mimo wszystko głowice są delikatne, a sam proces usuwania naskórka trwa u mnie jakieś 10 minut.

Dodam, że sprzęt nie zacina się, nie psuje i nie wymaga ode mnie zbyt wiele uwagi. Jego wymienne głowice starczają mi na długo (ciągle używam tę pierwszą). Także za tę cenę polecam wypróbować. Jeśli coś zacznie szwankować pojawi się EDIT ;)


środa, 2 marca 2016

MINIMALIZM PO POLSKU CZYLI JAK UCZYNIĆ ŻYCIE PROSTSZYM/ A. MULARCZYK- MEYER



Od pewnego czasu zainteresowała mnie filozofia minimalizmu. Staje się ona coraz modniejsza, coraz więcej się o niej słyszy, coraz więcej artykułów, wywiadów czy książek o niej powstaje. Ludzie przechwalają się jakimi to nie są minimalistami, jak to posiadają sto czy dwieście przedmiotów w swoim gospodarstwie domowym, jak to nie są wolni od przedmiotów. Mi osobiście chodzi w tym wszystkim zupełnie coś innego. 

Od około dwóch lat borykam się z pewnym stanem chorobowym, często bywałam w szpitalach, odczuwałam dyskomfort fizyczny przy tym także ucierpiał mój komfort psychiczny, a w rezultacie posiadanie mnóstwa zbędnych przedmiotów zaczęło mnie męczyć. Jeszcze zanim zaczęłam słyszeć o minimalizmie wyrzuciłam z szafy wiele ciuchów, poukładałam wszystko w szufladach, posegregowałam dokumenty, powyrzucałam wiele zbędnych przedmiotów zaśmiecające półki, tak aby po przyjściu ze szpitala było mi łatwiej, abym wiedziała gdzie co jest, jeśli poproszę kogoś o odnalezienie danego przedmiotu w tej całej dżungli. Tak właśnie wyrosła moja potrzeba zmniejszenie posiadanych przedmiotów. W naturalny, niczym nieprzereklamowany sposób poczułam potrzebę zmniejszenia liczby rzeczy, a dopiero potem uświadomiłam sobie, że dla wielu ludzi jest to sposób na życie. Nie lubię się szufladować, nie jestem minimalistką - po prostu odnajduję w tym kierunku sporo własnego "ja", które mi pasuje. W związku z czym postanowiłam sięgnąć po lekturę, która rozwinie moje spojrzenie na ideę minimalizmu. W moje ręce wpadła książka napisana przez Annę Mularczyk-Meyer pt. "Minimalizm po polsku, czyli Jak uczynić życie prostszym".

Była to pierwsza pozycja o tej tematyce, którą miałam okazję przeczytać. Okazała się czymś idealnym dla mnie. Pochłonęłam ją z zachwytem w dwa wieczory. Książka pięknie obrazuje nam jak można osiągnąć spokój, komfort i szczęście. Autorka nie stawia nakazów, ani zakazów. Pisze o tym jak osiągnąć spokój według własnego uznania, stosując się do posiadania przedmiotów, które są nam potrzebne, które sprawiają nam radość i dają komfort. Mówi o tym, że nie tylko przedmioty ale emocje i wartości są w życiu ważne. Pisze jak zachwycić się codziennością, jak ją celebrować tak aby zachwycał nas śpiew słowika. Uświadamia nam, że osiągnięcie osobistego szczęścia to nie posiadanie najnowszego telefonu, najmodniejszej torebki i że wcale nie musimy wyjeżdżać na wakacje all inclusive, aby być szczęśliwym. 
Książka porusza wiele płaszczyzn naszego życia i co ważne są to informacje oparte na doświadczeniach autorki. 
Przyjemna lektura warta przeczytania nie tylko przez "minimalistów", otwierająca w wielu momentach oczy. Polecam zapoznać się z jej treścią i chłonąć z niej jak najwięcej. 


Ksiazki o pokrewnej tematyce:
  • Minimalizm dla zaawansowanych, czyli Jak uczynić życie jeszcze prostszym / Anna Mularczyk
  • Slow fashion : modowa rewolucja / Joanna Glogaza
  • Sztuka minimalizmu w codziennym życiu / Dominique Loreau ; przeł. Angelina Waśko-Bongiraud
  • Sztuka prostoty /  Dominique Loreau

poniedziałek, 29 lutego 2016

ODŻYWKOWA NOWOŚĆ Z NIVEA



Moją ulubioną drogeryjną firmą, która oferuje odżywki do włosów jest Nivea. Zazwyczaj w pielęgnacji moim włosów sięgam po maski, lecz od czasu do czasu skuszę się na coś nowego. Tym razem pakując się do szpitala stwierdziłam, że to nieduże opakowanie sprawdzi się idealnie. Zauważyłam ten produkt jest w cenie promocyjnej w Rossmannie, a dodatkowo oznaczony był jako nowość, także uległam i wybrałam dla siebie wersję Repair & Targeted Care z Systemem Inteligentnej Odbudowy, skierowaną do włosów suchych i łamliwych.

Informacje od producenta: "Odżywka NIVEA® Repair & Targeted Care z Systemem Inteligentnej Odbudowy – zawiera płynną keratynę oraz pielęgnujący pantenol, które chronią i regenerują włosy:
- Pielęgnuje wykrywając zniszczone fragmenty włosów i odbudowuje je dokładnie tam, gdzie potrzeba.
- Wzmacnia włosy poprzez odbudowę ich wnętrza.
- Chroni włosy przed uszkodzeniami i zapobiega ich łamaniu."

Dla mnie jest to kolejna świetnie działająca odżywka. Mimo niedużej pojemności jest bardzo wydajna. Ma gęstą, wręcz "maskową" konsystencję, którą świetnie wmasowuje się we włosy. Wystarczą dosłownie 1-2 minuty aby dała pożądany efekt wygładzenia i zdecydowanie ułatwiła rozczesywanie. Dodatkowym jej atutem jest fakt, że pozostawia na włosach zapach, który utrzymuje się długo. Zauważyłam, że im dłużej trzymam ją na włosach, tym intensywniej one pachną. 
Lubię tego typu produkty ponieważ, jeśli pozwolę włosom wyschnąć w sposób naturalny nie muszę ich prostować - działa wygładzająco. Włosy są pachnące, gładkie i lśniące, tak jak lubię. 

Dla zainteresowanych wklejam skład: Aqua, Stearyl Alcohol, Cetyl Alcohol, Stearamidopropyl Dimethylamine, Dimethicone, Panthenol, Hydrolyzed Keratin, Lanolin Alcohol (Eucerit®), Macadamia Ternifolia Seed Oil, Oryzanol, Silicone Quaternium-18, Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Trideceth-6, Trideceth-12, C12-15 Pareth-3, Coco-Betaine, Cocamidopropyl Betaine, Sodium Chloride, Lactic Acid, Citric Acid, Potassium Sorbate, Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin, Linalool, Butylphenyl Methylpropional, Geraniol, Benzyl Alcohol, Alpha-Isomethyl Ionone, Parfum.