wtorek, 29 marca 2016

MOJE NOWOŚCI Z LIDLA

Cześć dziewczyny!

Od dziś w Lidlu istne zamieszanie, którego się nie spodziewałam. Pojawiły się ciekawe nowości, a wśród nich odzież sportowa, która jest niezłej jakości oraz różne sportowe akcesoria (klik) typu kaski, liczniki... a to wszystko dla miłośników sportów rowerowych ;)  Zaciekawiła mnie kurtka przeciwdeszczowa (klik) w szarym kolorze, ale niestety nie było mojego rozmiaru. 

Osobiście wybrałam się do Lidla po zestaw ręczników, aby nie myśleć o tym podczas przeprowadzki i po prostu mieć nowe na nowe mieszkanie. Wykonane są w 100% z bawełny. Postanowiłam dobrać zestaw małych w rozmiarze 50x90 oraz dużych 70x130. Więcej na temat ręczników i ich cen dowiecie się tutaj.

Odsyłam Was do oglądnięcia najnowszej oferty (klik).

Moje zakupy - wybrałam niebieskie i granatowe dla mojego mężczyzny oraz pastelowe dla siebie.
Inne zdjęcie znajdziecie na moim instagramie @aktualna.

sobota, 26 marca 2016

MOJE PAZNOKCIE PO HYBRYDACH

Jakiś czas temu postanowiłam, że wypróbuję domowe wykonywanie hybryd. Wydawały się dla mnie idealnym rozwiązaniem, ponieważ teoretycznie metoda ta zapewnia nieskazitelny efekt przez dwa tygodnie. Z racji tego, że lubię mieć zadbane paznokcie, a przy mojej pracy i stylu życia szybko się one niszczą chciałam więc skorzystać z zalet paznokci hybrydowych jakim jest wygodna i schludny wygląd. Skusiłam się na zestaw, wypróbowałam również inne tańsze hybrydy, ale niestety. Lakier ten pomimo dziesiątków prób nie chce utrzymywać się na moim paznokciach. Już po dwóch dniach potrafił odprysnąć albo zejść niczym gumowa warstwa peel off. 

Szukałam przyczyn tej nietrwałości. Próbowałam już wszystkiego, aby utrzymał się choć przez tydzień ale najwyraźniej nie jest to opcja dla mnie. Stałam się jedynie mistrzynią w ściąganiu hybryd, bo czyniłam to częściej niż raz w tygodniu i poświęcałam niemało czasu na kontynuowanie wyzwania.

Po wydatkowaniu niemałej sumy pieniędzy na akcesoria i kosmetyki niezbędne do wykonania tego manicure po prostu sobie odpuściłam i zatęskniłam za krótkimi, pomalowanymi choćby samą odżywką paznokciami.

Kondycja moich paznokci jest średnia - biorąc pod uwagę ilekroć razy były traktowane acetonem, odtłuszczaczem, pilnikiem i lampą UV. Niektóre paznokcie są niemal bez skazy, a na innych pojawiły się widoczne i nieestetycznie zadziory na płytce, które wywołane są prawdopodobnie ściąganiem hybryd - choć czyniłam to jednakowo i delikatnie różnica w ich stanie jest zdecydowanie widoczna. Mimo wszystko są dość twarde i dużo im do regeneracji nie potrzeba. Reasumując:


- na niektórych paznokciach powstały nieestetyczne zadziory,
- paznokcie zaczęły rozdwajać się na końcówkach,
- skórki i ogólnie dłonie zostały wysuszone przez aceton i lampę UV.


Plan działania na najbliższych kilkanaście dni? Spiłuje je na krótko, tak aby nadać im estetyczny wygląd, pomaluję odżywką i dam im po prostu odpocząć. Sama też odetchnę od paranoi paznokciowej.

Nie jestem przeciwniczką hybryd i poniekąd zazdroszczę dziewczyną, które samodzielnie wykonują je w domu i cieszą się nimi przez dwa tygodnie. Ale po mojej przeprawie z nieefektownym manicure zraziłam się do tego totalnie i nieszybko zdecyduję się podjąć kolejne podejście. 

Poniżej zdjęcie paznokci tuż po ściągnięciu hybryd acetonem i umyciu dłoni. 
Moje paznokcie z hybrydą możecie zobaczyć m.in. na tym zdjęciu .


poniedziałek, 21 marca 2016

KURACJA ESMYA - MIĘŚNIAKI MACICY

Długo zastanawiałam się nad publikacją tego posta. Wisi on w moich wersjach roboczych już ponad rok, ale ostatecznie stwierdziłam, że być może komuś pomogą te informację. Zacznę od początku i pokrótce opowiem moją historię.

Pomimo młodego wieku (23 lat) otrzymałam diagnozę mięśniaków, które oczywiście stworzone są do usunięcia operacyjnego (oprócz tego od tamtej pory zmagam się z nieuleczalną chorobą jaką jest endometrioza ale o tym w innym poście). W tym wpisie chciałabym skupić się na moich doświadczeniach i zmaganiach z mięśniakami macicy. Proszę pamiętajcie o tym, że piszę to wszystko z punktu widzenia pacjenta - nie jestem fachowcem w tej dziedzinie.

Z racji mojego młodego wieku chwytałam się każdej opcji, która odsunęłaby mnie od operacji. Lekarze stwierdzili jednoznacznie, aby wypróbować kurację tabletkami Esmya. Zaczęłam szukać jakichkolwiek informacji i jak się okazało lek jest stosunkowo nowy na rynku, nierefundowany, a dodatkowo bardzo ciężko znaleźć historię kobiet, które deklarują jakiekolwiek efekty. Dlatego też postanowiłam dzielić się z Wami moimi efektami, których w zasadzie nie było.


Moim wyznacznikiem była trzy miesięczna kuracja. W zakątkach Internetu znalazłam informację o tym iż wielu uczonych twierdzi, że jej przedłużenie do sześciu miesięcy może spowodować zmniejszenie mięśniaków macicy nawet do 75% i odroczyć do 5 lat operację, co w moim młodym wieku jest dużym walorem.

Po głębokim zastanowieniu zdecydowałam się na tę kosztowną kurację. Kosztowną, ponieważ jedno opakowanie 28 tabletek kosztuje średnio 600 do 1000 złotych + prywatne wizyty lekarskie co miesiąc. 


Pierwsze dni kuracji

Kurację zaczęłam zgodnie z zaleceniami lekarza prowadzącego oraz ulotki - w pierwszy dzień otrzymanej miesiączki. Każdego dnia sięgam po tabletkę w godzinach wieczornych o ok. 21:30, popijając ją niewielką ilością wody.

Pierwsze dni mocno mnie zestresowały, ponieważ zaczął boleć mnie mój woreczek żółciowy, z którym zawsze mam problemy podczas spożywania tłustych rzeczy (które całkowicie wyrzuciłam z menu żywieniowego) oraz podczas stosowania hormonów. Postanowiłam jednak być dobrej myśli, przeczekać to, a dodatkowo popijać raz dziennie napar szałwii, która udrażnia i reguluje poziom żółci. Był to pierwszy skutek uboczny, który zaobserwowałam i z  którym na całe szczęście jakoś sobie poradziłam.

Jeśli chodzi o miesiączkę podczas rozpoczęcia kuracji to zauważyłam, że jest minimalnie mniej intensywna, ale zdecydowanie działanie tabletek spowodowało zniwelowanie w zasadzie do zera bólów jej towarzyszących. Po jej ustąpieniu nie pojawiły się żadne krwawienia.

Następna planowana miesiączka, zgodnie z zapewnieniami nie powinna wystąpić i tak też było u mnie. W okresie czasowym, w którym miała mieć miejsce zauważałam typowe dla niej objawy tzn. ból piersi czy napięcie w dole brzucha. Dodatkowo występowały u mnie silne upławy, rzadkiej lub gęstej bezbarwnej wydzieliny. Po minięciu tego okresu niejako objawy te ustąpiły.

Poza tym w pierwszym okresie w zasadzie nie odczuwam żadnych dolegliwości, często miewam napięcie w dole brzucha, bardzo często chodziłam do toalety bo zbierający mocz powoduje dyskomfort i mam wrażenie że mnie "uciska". Dodatkowo raz, w środku nocy bardzo bolała mnie wyczuwalnie macica i dosłownie czułam pulsowanie mięśniaka. Nie wiem czy to dobrze, czy to źle ale wiem jedno, że coś się tam dzieje - miałam nadzieję, że tabletki po prostu działają.

Badanie kontrolne w połowie kuracji

Po 1,5 opakowaniu byłam na badaniu kontrolnym. Nie dowiedziałam się nic nowego - mięśniaki macicy nie zmieniły swojej wielkości, a lekarz utwierdził mnie o konieczności pozbycia się ich drogą operacyjną - chyba, że nagle zaczną się zmniejszać, wówczas przedłużę kurację do trzech kolejnych opakowań.


Ostateczny efekt  kuracji Esmya - wady i zalety


ZALETY:
- przygotowanie do operacji (?)
nie wiem na ile one wspomogły operację.
Wiele kobiet przechodzi ją pomyślnie bez stosowania żadnych specyfików

WADY:
- brak jakichkolwiek efektów
- złe samopoczucie
- osłabienie organizmu
- nasilone wypadanie włosów
- bardzo duże koszty

Niestety nie jestem osobą, której te tabletki pomogły. Lekarz stwierdził, że był one dobrym przygotowaniem przed cięciem operacyjnym ponieważ wstrzymały miesiączkę i "podrasowały" wyniki krwi, a dodatkowo powinny zmniejszyć krwawienie podczas wykonywania zabiegu.
Gdybym mogła cofnąć czas nigdy bym się na nie nie zdecydowała. Co najważniejsze nie otrzymałam nawet najmniejszych efektów i coś mi się wydaje, że jest to jedna wielka ściema. Rozmawiałam z kobietą, która również zażywała ten specyfik i niestety nawet nie dotrwała do końca kuracji ponieważ w trakcie jej stan się pogorszył do tego stopnia, że wylądowała na stole operacyjnym.
Z mojego doświadczenia wiem, że organizm bardzo się po nich osłabił i o ile nie przytyłam po ich stosowaniu to czułam ogólne osłabienie, a największym skutkiem ubocznym było wypadanie włosów, które spotęgowało się po przebytej operacji wyłuszcznenia mięśniaków drogą tradycyjną, które miało miejsce tydzień po ukończeniu kuracji.

Mięśniaki to ustrojstwo, które lepiej usunąć, operacja to nie koniec świata i da się po niej żyć - sama przeszłam już dwie i mam się całkiem dobrze. Najważniejsze to pozytywne myślenie ;)

Liczę, że ten wpis komuś się przyda. Jeśli będą jakieś pytania proszę zostawiać je w komentarzu pod wpisem.

wtorek, 15 marca 2016

ULUBIONE KOSMETYKI W LUTYM


Luty minął bardzo szybko, niósł ze sobą wiele ciężkich i bolesnych chwil o których staram się nie myśleć, a tym samym przechwyciłam z niego tyle pozytywnych wydarzeń i emocji ile tylko zdołałam. Wraz z końcem miesiąca czas na małych ulubieńców kosmetycznych. Jak zwykle będzie to mała gromadka która w lutym grała ze mną w jednej drużynie - jakkolwiek to brzmi. 

Pierwszy kosmetyk, który w tym miesiącu był niczym słońce po burzy to lakier Semilac numer 121. Postanowiłam ułatwić sobie życie i zamiast tradycyjnych lakierów sięgnąć po hybrydy. Skusiłam się na te zachwalane marki Bling. Niestety okazały się tragedią. Pękały, odpryskiwały, schodziły po kilku godzinach - dramat. Próbowałam kilkakrotnie, wyszukałam błędów w aplikacji, w złej bazie czy źle działającej lampie. Jednak wina tkwiła w lakierach. Gdy postanowiłam sprawdzić jak działają te powszechnie znane w hybrydowym świecie jakież było moje pozytywne zdziwienie. Więcej o tym na pewno napiszę w kolejnych postach. 

EDIT DLA UWAŻNYCH CZYTELNICZEK ! :)
Million Dollars Lips od Wibo to matowa pomadka w formie błyszczyka, której głównym zadaniem ma być długotrwałość. Wypatrzyłam ją u mojej mamy i co nie dziwne to właśnie jej ją podkradłam. Spodobała mi się od pierwszego użycia. Ma delikatną, hmm taką gładką formułę satynową (?) formułę. Nie jest ona mocno gęsta i tłusta ale jest na tyle odpowiednia, że świetnie zastyga na ustach, nie tworząc znanej chyba wszystkim skorupki, dodatkowo nie wysusza ust i co ważne długo się na nich utrzymuję, znikając stopniowo w bardzo naturalny sposób. Duży plus za to, że nie podkreśla suchych skórek i pięknie powiększa moje usta (przez jakiś czas miałam na instagramie selfie z nią w roli głównej). Mój kolor to numer 1. 

Ostatnim dobrym kosmetykiem jest korektor z Catrice. Cudem udało mi się go zdobyć już jakiś czas temu. Jest stosunkowo dobrze kryjący (ale nie jest to mega kryjący kamuflaż jak to wiele dziewczyn sądzi chyba, że budujemy krycie warstwami). Mimo wszystko dobrze sprawdza się w codziennym makijażu, dopasowuje się do cery i jest dobry dla bladziocha. Chciałam upolować go na promocji w Hebe w ramach 1+1 gr ale niestety wszystkie były już rozkupione. 

środa, 9 marca 2016

ESSENCE ALL ABOUT NUDES


W ostatnim poście z nowościami kosmetycznymi pokazywałam paletkę neutralnych cieni z Essence. Padł wówczas komentarz, którego autorka była ciekawa pigmentacji, więc oto jestem i piszę dla was kilka słów na temat tej paletki, którą miałam okazję już przetestować na kilka sposobów.

Kiedyś miałam mnóstwo cieni, począwszy od tych pojedynczych skończywszy na wielkich otwieranych paletach, których w rezultacie nie używałam. Postanowiłam skusić się na coś niedużego w kolorystyce, którą lubię najbardziej i w której dobrze się czuję, a przede wszystkim takiej którą będę użytkować i paleta nie zalegnie na dnie toaletki. 

Essence oferuje kilka wariantów kolorystycznych np. cienie wpadające w róż. Ja wybrałam dla siebie paletę o numerze 02 nudes, w neutralnych brązach. Skusiłam się na nią, ponieważ za jakiś czas wybieram się na wesele i chciałam poeksperymentować z makijażem. Spodobało mi się to do tego stopnia, że użytkuję ją praktycznie codziennie. Morał z tego taki, że z tej kombinacji cieni możemy wyczarować coś delikatnego jak i mocniejszego na większe wyjście, wzmacniając efekt eyelinerem i mocno wytuszowanymi rzęsami efekt jest całkiem przyzwoity.

Paletka jest plastikowa, zawiera cienie matowe, satynowe i jeden zawierający rozświetlający brokat. Jeśli chodzi o napigmentowanie, którego byłyście ciekawe to jak na taką cenę pigmentacja wypada bardzo dobrze. Co dla mnie - makijażowego lalika - intensywność można stopniować. Zazwyczaj nakładam niewielką ilość, która wypada półtransparentnie. Dzięki temu przyciemniam oko bez możliwości zrobienia sobie "ciemnej, trudnej do roztarcia plany". Formuła cieni jest również bardzo przyjemna. Nie są one tak suche, jak maty z Inglota, które posiadam. Bardzo lekko i łatwo się rozcierają, a tym samym nie zauważyłam aby się osypywały.

Paletkę kupiłam w duecie z wybraną przeze mnie maskarą za 17,99 zł w Drogerii Hebe, korzystając z promocji 1+1 za grosz. 


poniedziałek, 7 marca 2016

NOWOŚCI W KOSMETYCZCE





Dawno nie było u mnie postu z nowościami, więc postanowiłam nadrobić zaległości. Nie będę powracała do tego co kupiłam jak jakiś czas temu lecz skupię się na ostatnich nowościach. Jak za starych dobrych czasów pochwalę się tym, co u mnie nowe i nieznane. Tradycyjnie pokończyło mi się wszystko na raz więc uzupełniłam braki, a dodatkowo jako nagrodę fundnęłam sobie zestaw do tworzenia hybryd. Niestety one szybko mi odpadają i jestem na etapie dochodzenia do wprawy, ale o tym innym razem.

Nowością w kosmetyczce jest:
  • paletka cieni w neutralnych kolorkach pochodzi z Essence z serii All about nudes o numerze 02 nudes (cena: 17,99 zł w Hebe)

  • tusz do rzęs zawsze się przyda więc skorzystałam z promocji. Maskara pochodzi z Essence z serii I love extreme (cena: 0,01 zł -promocja na markę Essence 1+1 za grosz w Hebe)

  • lakiery hybrydowe Semilac w pięknych kolorkach 121 i 141 (cena: 29 zł w stacjonarnej hurtowni kosmetycznej) 

  • 2w1 czyli baza i top do wykonywania hybryd z Semilac (cena: 29 w stacjonarnej hurtowni kosmetycznej )

  • lakier hybrydowy Bling w kolorze czarnum o numerze 89, kupiony na próbę i z czystej ciekawości nad jakością. Wiele dziewczyn brało po kilkanaście sztuk.  (cena: 15 zł na bazarku)

  • upiększający olejek do twarzy i szyi od marki Evree z serii Magic Rose (cena: 29,99 zł w Rossmannie)
  • ulubiona, oczyszczająca maseczka do twarzy z Avon (cena: 9,99 zł)


Moje hybrydy szybko bo już po 2-3 dniach odklejają się na bokach paznokci- macie na o jakieś rady?




OD DZIŚ ODZIEŻ DZIŃSOWA W LIDLU

Wiele z was jest fankami odzieży z Lidla, w związku z tym wrzucam informacje na temat obecnej akcji. Znajdziecie odzież męską, odzież damską z głównym akcentem na jeans oraz pełny dział sportowy gdzie dominują stroje do biegania oraz obuwie. Znajdziecie coś również dla waszych pociech - fanki kosmetyków także znajdą coś dla siebie.


Cały asortyment działu damskiego znajdziecie tutaj lub po kliknięciu w obraz. 




  

Ofertę kosmetyczną możecie przeglądnąć pod tutaj.
Zachęcam do przejrzenia całej oferty
Osobiście czaję się na boyfriendy! :)

czwartek, 3 marca 2016

PILNIK SCHOLL Z ALIEXPRESS




Nigdy nie przywiązywałam uwagi do pielęgnacji pięt, ponieważ najzwyczajniej w świecie nie miałam z nimi problemu. Od czasu do czasu w ramach relaksu skusiłam się na aplikację kremu na noc. Jednak odkąd spędzam dużo więcej czasu na nogach, odczuwam potrzebę zredukowania ilości martwego naskórka. Typowe pilniki szybko się zużywają, a pumeksy jakby nie działają. Postanowiłam skusić się na School Velvet Smooth.

Mój zestaw wraz z dwoma dodatkowymi końcówkami zakupiłam na aliexpress.com płacąc niecałe 25 zł. Zamówiłam go na jednej z popularniejszych aukcji i czekałam na przesyłkę ponad dwa tygodnie. Dodatkowy wkład finansowy jaki musiałam ponieść to kupno czterech standardowych baterii.
Mój zestaw składał się z:
- pilnika z zamocowaną już głowicą,
- nakładki ochronnej, która zabezpiecza głowice podczas nieużywania sprzętu,
- zestaw dwóch wymiennych głowic

Zdaję sobie sprawę z tego, że jest to zapewne podróbka, ponieważ oglądałam produkt i zauważyłam, że na rączce pilnika nie ma logo "Scholl" tak jak jest to w najnowszym egzemplarzu oryginalnego pilnika Scholl - chyba, że pilnik w pierwotnej wersji nie posiadał logo, dajcie znać jeśli wiecie coś na ten temat. Poza tym nie widzę różnić ani w samym pilniku, ani w jego opakowaniach.
Wspomnę jeszcze, że w Polsce, np. w sieci drogerii Rossmann sam pilnik kosztuje grubo powyżej 100 zł, a dwie głowice wymienne ok. 40 zł, więc warto było zaryzykować.

Piszę że było warto, ponieważ produkt spełnia moje oczekiwania. Świetnie radzi sobie z martwym naskórkiem na stopach w błyskawiczny i skuteczny sposób. Jak działa? Przykładamy włączony pilnik do skóry stopy i głowica sama odwala za nas robotę. Sądziłam, że trzeba będzie uważać aby nie spowodować podrażnień, jednak mimo wszystko głowice są delikatne, a sam proces usuwania naskórka trwa u mnie jakieś 10 minut.

Dodam, że sprzęt nie zacina się, nie psuje i nie wymaga ode mnie zbyt wiele uwagi. Jego wymienne głowice starczają mi na długo (ciągle używam tę pierwszą). Także za tę cenę polecam wypróbować. Jeśli coś zacznie szwankować pojawi się EDIT ;)


środa, 2 marca 2016

MINIMALIZM PO POLSKU CZYLI JAK UCZYNIĆ ŻYCIE PROSTSZYM/ A. MULARCZYK- MEYER



Od pewnego czasu zainteresowała mnie filozofia minimalizmu. Staje się ona coraz modniejsza, coraz więcej się o niej słyszy, coraz więcej artykułów, wywiadów czy książek o niej powstaje. Ludzie przechwalają się jakimi to nie są minimalistami, jak to posiadają sto czy dwieście przedmiotów w swoim gospodarstwie domowym, jak to nie są wolni od przedmiotów. Mi osobiście chodzi w tym wszystkim zupełnie coś innego. 

Od około dwóch lat borykam się z pewnym stanem chorobowym, często bywałam w szpitalach, odczuwałam dyskomfort fizyczny przy tym także ucierpiał mój komfort psychiczny, a w rezultacie posiadanie mnóstwa zbędnych przedmiotów zaczęło mnie męczyć. Jeszcze zanim zaczęłam słyszeć o minimalizmie wyrzuciłam z szafy wiele ciuchów, poukładałam wszystko w szufladach, posegregowałam dokumenty, powyrzucałam wiele zbędnych przedmiotów zaśmiecające półki, tak aby po przyjściu ze szpitala było mi łatwiej, abym wiedziała gdzie co jest, jeśli poproszę kogoś o odnalezienie danego przedmiotu w tej całej dżungli. Tak właśnie wyrosła moja potrzeba zmniejszenie posiadanych przedmiotów. W naturalny, niczym nieprzereklamowany sposób poczułam potrzebę zmniejszenia liczby rzeczy, a dopiero potem uświadomiłam sobie, że dla wielu ludzi jest to sposób na życie. Nie lubię się szufladować, nie jestem minimalistką - po prostu odnajduję w tym kierunku sporo własnego "ja", które mi pasuje. W związku z czym postanowiłam sięgnąć po lekturę, która rozwinie moje spojrzenie na ideę minimalizmu. W moje ręce wpadła książka napisana przez Annę Mularczyk-Meyer pt. "Minimalizm po polsku, czyli Jak uczynić życie prostszym".

Była to pierwsza pozycja o tej tematyce, którą miałam okazję przeczytać. Okazała się czymś idealnym dla mnie. Pochłonęłam ją z zachwytem w dwa wieczory. Książka pięknie obrazuje nam jak można osiągnąć spokój, komfort i szczęście. Autorka nie stawia nakazów, ani zakazów. Pisze o tym jak osiągnąć spokój według własnego uznania, stosując się do posiadania przedmiotów, które są nam potrzebne, które sprawiają nam radość i dają komfort. Mówi o tym, że nie tylko przedmioty ale emocje i wartości są w życiu ważne. Pisze jak zachwycić się codziennością, jak ją celebrować tak aby zachwycał nas śpiew słowika. Uświadamia nam, że osiągnięcie osobistego szczęścia to nie posiadanie najnowszego telefonu, najmodniejszej torebki i że wcale nie musimy wyjeżdżać na wakacje all inclusive, aby być szczęśliwym. 
Książka porusza wiele płaszczyzn naszego życia i co ważne są to informacje oparte na doświadczeniach autorki. 
Przyjemna lektura warta przeczytania nie tylko przez "minimalistów", otwierająca w wielu momentach oczy. Polecam zapoznać się z jej treścią i chłonąć z niej jak najwięcej. 


Ksiazki o pokrewnej tematyce:
  • Minimalizm dla zaawansowanych, czyli Jak uczynić życie jeszcze prostszym / Anna Mularczyk
  • Slow fashion : modowa rewolucja / Joanna Glogaza
  • Sztuka minimalizmu w codziennym życiu / Dominique Loreau ; przeł. Angelina Waśko-Bongiraud
  • Sztuka prostoty /  Dominique Loreau