Luty minął bardzo szybko, niósł ze sobą wiele ciężkich i bolesnych chwil o których staram się nie myśleć, a tym samym przechwyciłam z niego tyle pozytywnych wydarzeń i emocji ile tylko zdołałam. Wraz z końcem miesiąca czas na małych ulubieńców kosmetycznych. Jak zwykle będzie to mała gromadka która w lutym grała ze mną w jednej drużynie - jakkolwiek to brzmi.
Pierwszy kosmetyk, który w tym miesiącu był niczym słońce po burzy to lakier Semilac numer 121. Postanowiłam ułatwić sobie życie i zamiast tradycyjnych lakierów sięgnąć po hybrydy. Skusiłam się na te zachwalane marki Bling. Niestety okazały się tragedią. Pękały, odpryskiwały, schodziły po kilku godzinach - dramat. Próbowałam kilkakrotnie, wyszukałam błędów w aplikacji, w złej bazie czy źle działającej lampie. Jednak wina tkwiła w lakierach. Gdy postanowiłam sprawdzić jak działają te powszechnie znane w hybrydowym świecie jakież było moje pozytywne zdziwienie. Więcej o tym na pewno napiszę w kolejnych postach.
EDIT DLA UWAŻNYCH CZYTELNICZEK ! :)
Million Dollars Lips od Wibo to matowa pomadka w formie błyszczyka, której głównym zadaniem ma być długotrwałość. Wypatrzyłam ją u mojej mamy i co nie dziwne to właśnie jej ją podkradłam. Spodobała mi się od pierwszego użycia. Ma delikatną, hmm taką gładką formułę satynową (?) formułę. Nie jest ona mocno gęsta i tłusta ale jest na tyle odpowiednia, że świetnie zastyga na ustach, nie tworząc znanej chyba wszystkim skorupki, dodatkowo nie wysusza ust i co ważne długo się na nich utrzymuję, znikając stopniowo w bardzo naturalny sposób. Duży plus za to, że nie podkreśla suchych skórek i pięknie powiększa moje usta (przez jakiś czas miałam na instagramie selfie z nią w roli głównej). Mój kolor to numer 1.
Million Dollars Lips od Wibo to matowa pomadka w formie błyszczyka, której głównym zadaniem ma być długotrwałość. Wypatrzyłam ją u mojej mamy i co nie dziwne to właśnie jej ją podkradłam. Spodobała mi się od pierwszego użycia. Ma delikatną, hmm taką gładką formułę satynową (?) formułę. Nie jest ona mocno gęsta i tłusta ale jest na tyle odpowiednia, że świetnie zastyga na ustach, nie tworząc znanej chyba wszystkim skorupki, dodatkowo nie wysusza ust i co ważne długo się na nich utrzymuję, znikając stopniowo w bardzo naturalny sposób. Duży plus za to, że nie podkreśla suchych skórek i pięknie powiększa moje usta (przez jakiś czas miałam na instagramie selfie z nią w roli głównej). Mój kolor to numer 1.
Ostatnim dobrym kosmetykiem jest korektor z Catrice. Cudem udało mi się go zdobyć już jakiś czas temu. Jest stosunkowo dobrze kryjący (ale nie jest to mega kryjący kamuflaż jak to wiele dziewczyn sądzi chyba, że budujemy krycie warstwami). Mimo wszystko dobrze sprawdza się w codziennym makijażu, dopasowuje się do cery i jest dobry dla bladziocha. Chciałam upolować go na promocji w Hebe w ramach 1+1 gr ale niestety wszystkie były już rozkupione.