poniedziałek, 30 września 2013

Laura Conti, Maseczka ujędrniająca

Na wstępie zaznaczę, że bardzo mało i bardzo rzadko używam maseczek. Wiem, że są ich przeciwnicy jak i zwolennicy. Nie używam ich ponieważ zazwyczaj moja cera po minutowym kontakcie z maseczką jest czerwona i aż pali. I na tym kończy się moja przyjemność z tego typu produktów... Jednak mimo wszystko mam ich kilka w swojej szafie i gdy mam ochotę na coś ryzykownego to wypróbowuję na sobie jak królik.
Dodam, że mam wrażliwą, naczyniową cerę.


Producent:
Dzięki zastosowaniu koenzymu Q10 i kompleksu witaminowo-proteinowego maseczka idealnie wygładza, pielęgnuje, odżywia i regeneruje skórę. Chroni przed skutkami starzenia. Wygładza zmarszczki, złuszcza martwe komórki naskórka, łagodzi i koi podrażnienia. Maseczka dostarcza skórze odpowiednio dobrany kompleks składników, m.in. ekstrakt z alg morskich, witaminę E oraz proteiny roślinne. Komfort użycia podnosi delikatny, świeży, relaksujący zapach. 

Sposób użycia: nałożyć na oczyszczoną skórę twarzy, szyi i dekoltu, nie nakładać na okolice oczu i ust. Pozostawić na skórze 10 - 15 min. Zmyć ciepłą wodą. Stosować 1- 2 razy w tygodniu. 




Maseczka jest beżowo- różowego koloru. Nie ma wyraźnego zapachu. A jej konsystencja jest standardowo gęsta. Nałożyłam ją na twarz i szyję. Pozostawiłam na 15 minut po czym zmyłam ciepłą wodą.
Efekt?
Na pierwszy rzut nie rzuciło mi się nic konkretnego- oprócz tego, że nie poparzyła mi twarzy i nie uczuliła podczas aplikacji ale.... Zaraz po zmyciu twarz była ukojona i chłodna, jednak po 10 minutach zaczęła się rozgrzewać i tak trzymała się jakieś 30 minut.
Nie była aksamitnie gładka jak np. po kremie. Była miękka ale przejeżdżając po cerze palcem skóra stawiała jakby opór- nie wiem jak dokładniej wyjaśnić ten efekt :). Nie zapchała mi porów. 
Ostatecznie maseczka ta nic szczególnego nie zrobiła z moją twarzą i nie sięgnę po nią ponownie.



Dziewczyny, jakie maseczki polecacie dla wrażliwej, naczyniowej cery?

niedziela, 29 września 2013

5na5 czyli ulubieni we wrześniu

Kolejny miesiąc mija końca więc czas na podsumowanie ulubieńców kosmetycznych tego okresu.


Tym razem piątkę wspaniałych reprezentuje:

  • BeBeauty, Delikatny żel- krem łagodzący do mycia twarzy, który kupiłam całkiem niedawno i po raz kolejny nie zwiodłam się na tych żelach. Żel ma postać rzadszą od kremu.  Jest bardzo delikatny, nie szczypie w oczy (bo czasem nawet nim zmywam makijaż oczu), ma przyjemny zapach i super cenę niecałych 5 zł.
  • Essence, I Love Stage, jest to korektorowa baza pod cienie, która początkowo przeraziła mnie swoim kolorem niemal pomarańczowym. Jednak po rozprowadzeniu nawet na mojej jasnej skóre staje się znacznie jaśniejsza. Nie jest to super jakościowa baza ale do codziennych makijaży mi wystarcza. Kosztowała mnie ok. 11 zł.
  • Dermedic, Sunbrella, Krem do cery tłustej i mieszanej z SPF 50. Jest to moje chyba 3 opakowanie. Póki co nie zamienię go na żaden inny. Sprawdza się u mnie zarówno w lecie jak i w zimie do tego stopnia, że przez cały rok stosuję go pod podkład. Sprawdza się podczas opalania jak i podczas wykonywania makijażu. Kupuję go na allegro bo wychodzi troszkę taniej- zazwyczaj w gratisie jest dmuchana  piłka plażowa :)
  • Timotei, 2w1 czyli szampon i odżywka bez parabenów. Zazwyczaj nie lubię takich specyfików bo po każdym myciu  i tak używam odżywki. Jednak mimo to włosy nie są obciążone, a co mnie zdziwiło są puszyste i błyszczące. A w dodatku szampon nie posiada parabenów, ładnie się pieni i ciekawie pachnie.
  • Hugo Boss, Woman, czyli perfumetka o zapachu tych perfum. Zapach specyficzny, nie każdemu może przypaść do gustu- moja siostra mi go oddała bo jej nie pasował. Mi za to pasuje i w dodatku utrzymuje się jakieś 7 godzin. Kupiony na nadmorskich alejkach za 13 zł.


Dajcie znać czy coś i u Was się sprawdziło :)

piątek, 27 września 2013

Biżuteryjnie: Zegarek Geneva + bransoletka z Allegro

Dziś pochwalę się moimi małymi zakupami z Allegro. Od dawna chodziłam z zamiarem kupna złotego zegarka, ale jakoś zawsze szkoda mi było pieniędzy szczególnie, że podobnie napaliłam się na zegarek  z Genevy z żelowym paskiem, który ponoszony kilkakrotnie leży w szufladzie...
Mimo to postanowiłam, że skuszę się gdyż zupełnie przez przypadek wyhaczyłam całkiem niezłą ofertę u użytkownika allegro, który miał niższą cenę od innych z racji gorszej jakości zdjęć. Jednak pozytywne opinie skusiły mnie na zakup.


Jak to zazwyczaj bywa "przy okazji" jednej przesyłki kupiłam również bardzo tanią bransoletkę, którą będę nosić razem z zegarkiem. Jednak coś czuję, że długo mi nie posłuży bo jest słabej jakości.
Jeśli chodzi o zegarek to przede wszystkim liczcie się z tym, że zmuszone będziecie odwiedzić zegarmistrza, który skróci bransoletę, która była bardzo, bardzo za duża. Kosztowało mnie to 5 zł.
Sam zegarek jest dość masywny, ale na bransolecie widać każdą, nawet najmniejszą ryskę. Póki co sprawuje się dobrze i jak za te pieniądze, jestem zadowolona. Wiadomo- to nie jest Michael Kors. 
Jeśli ktoś jest zainteresowany namiarami do sprzedawcy to podaję link LadyAga31



I jak Wam się podoba? :) 

środa, 25 września 2013

Kulinarnie: Knorr Fix, Soczysta karkówka z warzywami czyli danie z worka

Nie lubię takich szybkich dań, ale postanowiłam, że kupię ich kilka i jak to mówią, przetestuję :) Na pierwszy rzut pójdzie soczysta karkówka z warzywami z Knorra.


poniedziałek, 23 września 2013

Żelowa henna brwi w domowym zaciszu - RefectoCil

Pisząc ten post chciałam choć w niedużym stopniu przybliżyć temat tym osobom, które obawiają się samodzielnie zrobić sobie hennę. Sama długo się nad tym zastanawiałam i miałam przed tym dużo obaw, począwszy od tego jak to się w ogóle robi, kończąc na tym, czy aby na pewno brwi (ewentualnie rzęsy) mi nie wypadną. W tamtym czasie szukałam wiele informacji ale nie otrzymałam konkretnej odpowiedzi.
Sama nie jestem specjalistką i nie do końca wychodzi mi to tak jakbym chciała, ale jestem zadowolona z efektu. Pomimo jasnej karnacji lubię zarysowane brwi, które dają ramę mojej twarzy.

Co używam do tego celu:
  • przede wszystkim henna. Ja używam hennę RefectoCil w kolorze 3 naturalny brąz. Zwykłe np. dostępne w Rossmannie z delii w postaci proszku się u mnie nie sprawdzają i dają rudy efekt. RefectoCil to koszt ok. 10-15 zł w zależności gdzie kupujemy. Jest to henna profesjonalna dostępna przede wszystkim online. Starcza mi na ok. rok czasu.
  • woda utleniona 3% dostępna w każdej aptece za 2-4 zł.
  • pojemniczek w celu rozrobienia (może być typowy w formie kieliszka, kieliszek lub zwykła mała zakrętka tak jak w moim przypadku)
  • w zestawie z henną mamy patyczek do aplikacji, jednak ja wolę szczoteczkę po maskarze (oczywiście wymytą)
  • opcjonalnie patyczki do uszów w celu usunięcia henny z niechcianych miejsc.


Jak ja to robię?


  1. Regulacja brwi - na samym początku lub na końcu w zależności jak mi się zachce. Wolę na końcu ponieważ widzę dokładnie włoski.
  2. Wyciskam ok. 1 - 1,5 cm henny do pojemniczka ( mój jest już po przejściach)
  3. Do henny dodaję ok. 4-6 kropelek wody utlenionej.
  4. Mieszam do osiągnięcia jednolitej konsystencji.
  5. Aplikuję na brwi.
  6. Zmywam letnią wodą po ok. 2-4 minutach w zależności od intensywności, którą chcę osiągnąć.


Zawsze hennę brwi robię wieczorem, kiedy wiem, że będę myła głowę. Dlaczego?
Henna ta delikatnie barwi moją bladą skórę - barwi ją pod włoskami brwi oraz tam gdzie po prostu niechlujnie ją nałożyłam. Dzięki wieczornej kąpieli zmywa się z niechcianych miejsc i nie muszę bawić się w zabezpieczanie np. wazeliną do jest uciążliwe.

Przed: 
w rzeczywistości włoski były znacznie bledsze, wpadające w blondo rudy. Nieładny kolor.

W trakcie:
z niechlujnie zaaplikowaną henna. Oczywiście w trakcie można jej się pozbyć np. pałeczką do uszów.

Po:
efekt końcowy, brwi wpadające w delikatny brąz współgrający z moimi włosami.

Efekt po jest mocny.-  choć na zdjęciu w zasadzie nie widać dużej różnicy pomiędzy pierwszym a ostatnim zdjęciem. Wraz z każdym myciem twarzy będzie on coraz mniej intensywny. 
Ja hennowanie powtarzam po ok. 2 tygodniach. Czasem nawet 4 w zależności jakie mam widzimisię :)

A teraz wskakuję do kąpieli aby pozbyć się niechcianych podfarbowań pomiędzy włoskami.
Przypominam, że to jest moja metoda, którą praktykuję ponad 2 lata.
U mnie się sprawdza- mam nadzieję, że i u Was też.

piątek, 20 września 2013

Marc Anthony, Terapia intensywnie odżywiająca włosy - maska

Jakiś czas temu będąc w Rossmannie szukałam odżywki bądź maski i znalazłam w tzw. CND czyli cenie na do widzenia (czyli promocyjna cena, którą Rossmann wystawia gdy wycofuje produkt z półek) maskę z Marc Anthony, której zadaniem jest intensywne odżywienie włosów. Maska ta była przeceniona z 35 na 15 zł więc bez dłuższego zastanowienia wrzuciłam ją do koszyka.



Kilka słów od producenta:
Kompleksowo odżywia suche i zniszczone włosy, dodając im zdrowego blasku i miękkości. Masło shea, witamina B5, soja i olejek kokosowy intensywnie nawilżają i regenerują strukturę włosów. Witamina B dla połysku a soja, masło shea i olejek kokosowy do regeneracji zniszczonego włosa.

Skład:



Maska znajduje się w plastikowej i wygodnej do dozowania produktu tubie. Lubię tubki, ponieważ przy końcówce z łatwością można ją przeciąć i wydostać resztki produktu, które w dużej ilości osadzają się na ściankach. Produkt jest dość sporej wielkości bo 254 ml. 
Zapach maski jest bardzo przyjemny i delikatny, a włosy po jej zastosowaniu bardzo ładnie pachną- ale nie przeważają zapachem w otoczeniu. Jeśli chodzi o gęstość to jest ona dość zbita - co bardzo lubię bo nie spływa z włosów. A przy zaleceniu 30 minut na włosach jest to dla mnie ważne.
Na składach się nie znam, ale jest on dość krótki i producent gwarantuje ciekawe składniki, co jest oczywiście na plus. Efekt, który daje po 30 minutach bardzo mnie zadowala, włosy z łatwością się rozczesują, są miękkie i błyszczące.  Jak dla mnie jedna z fajniejszych masek, tym bardziej, że dorwałam ją za 15 zł (z ponad 35).


Dajcie znać co sądzicie o tym produkcie.

czwartek, 19 września 2013

Kulinarnie: Ślimaczki z makiem

Od dawna jestem miłośnikiem maku, a już szczególnie smakuje mi on w bułeczkowej odsłonie. Jednak kupując drożdżową bułkę w sklepie otrzymuje ciasto drożdżowe z mega ilością lukru oraz ze śladową ilością maku.
Postanowiłam więc wziąć sprawy w swoje ręce i po raz pierwszy upiec bułeczki drożdżowe z maksymalną ilością maku :)


środa, 18 września 2013

Pierwsze zakupy wosków z Yankee Candle

Od pewnego czasu trwa boom na woski z Yankee Candle, które najsławniejsze bloggerki otrzymują w ogromnych pakach od sklepu goodies.pl . Sama już od dawna nosiłam się z zamiarem ich kupna, ale wyczekiwałam zapachów, które będą nowością jesienną. Więc gdy tylko się pojawiły postanowiłam "na próbę" złożyć małe zamówienie w osławionym już sklepie internetowych kusząc się na 5 wosków, w śród których wybrałam dwie nowości jesienne, popularnego misia, Lake Sunset bo chciałam zobaczyć czy faktycznie przypomni mi ciepły letni zachód słońca oraz coś świeżego. Takim sposobem w postaci 5 wosków wypróbuję wszystkiego po troszkę.

Jeśli chodzi o zakupy w tym sklepie internetowym to nie mam żadnych zastrzeżeń. Wszystko jasno opisane,  cena wosków taka jak wszędzie czyli 6 zł (są też promocje), a koszt przesyłki w standardowych cenach. Zamówienie otrzymałam po 3 dniach od zamówienia- wpłacając sprzedawcy kwotę od razu.

Oto zapachy, które wybrałam:



Zapachy są bardzo trudne do opisania, ale pokrótce scharakteryzuję każdy z nich.
  • Lake Sunset - zapach słodki, wieczorny i przyjemny do zapalenia nawet w chłodny wieczór. Wyczuwam w nim kokosa i być może wanilię.
  • Lemon Lavender - świeża, idealna mieszanka cytrusowej cytrynki z lawendą.
  • November Rain - to jesienna nowość, zapach dość intensywny i wyrazisty, ale ciężki do opisania. Wyczuwam w nim męski tonacje.
  • Home Sweet Home- to również nowość jesienna. Zapach bardzo mocny, intensywny i na pewno nie każdemu przypadnie do gustu. Boję się, że rozboli mnie od jego intensywności głowa. Przede wszystkim czuć w nim zapachy korzenne, cynamon i imbir. Zapach zatrzymam na zimowe, długie wieczory.
  • Soft Blanket - wiedziałam, że ten zapach jako pierwszy wyląduje w moim koszyku, ponieważ zyskuje wiele pozytywnych opinii i rzeczywiście jest to bardzo przyjemny, delikatny zapach.
Moimi ulubieńcami na tą chwilę jest Soft Blanket oraz Lemon Lavender. 
Jakie są Wasze ulubione?


poniedziałek, 16 września 2013

Brocato, Maximum Hold, Lakier do włosów mocno utrwalający

Przez pewien okres w swoim życiu, a dokładniej między 16 a 20 rokiem życia bez trwałego lakieru do włosów nie potrafiłam funkcjonować. W tym okresie nosiłam grzywkę i lubiłam, gdy była ona nienaganna, a w tym w zdecydowany sposób pomagał mi lakier. W moich rękach był niemal każdy drogeryjny lakier, a jednym z moich ulubieńców był niebieski Nivea, który do dziś znajduje się w mojej łazience, ponieważ użytkuje go moja siostra. "Przymus" stosowania lakieru w moim życiu znikł w momencie zapuszczana grzywki, jednak do dziś gdy chcę nadać włosom objętości stosuję tą pomoc. 

Niedawno w ramach małej współpracy ze sklepem fryzjerskim http://www.pro-sprzet.pl/ wybrałam sobie do przetestowania lakier z wyższej półki, a przede wszystkim skierowany już pod profesjonalistów. Byłam ciekawa czy będzie różnił się czymś od drogeryjnych.



Kilka słów o produkcie od sprzedawcy:
Maximum Hold Hair Spray to wyjątkowy, utrwalający lakier w aerozolu, który dodaje włosom pięknego połysku. Należy go stosować na końcowym etapie stylizacji, aby zapewnić fryzurze maksymalny stopień utrwalenia. Lakier Maximum Hold Hair Spray zapewnia każdej fryzurze połysk i maksymalny stopień utrwalenia. Włosy nabierają wspaniałego blasku i większej objętości, a fryzura zachowuje swój kształt.

Podstawowe składniki produktu to:
System Blended Protein Attraction - wzmacnia i chroni włosy przed szkodliwym działaniem środowiska. 
Trimetikon fenylowy - nadaje włosom połysk. 
Wyjątkowa technologia mikrodrobinek - dzięki niej powstaje lekka mgiełka, która zapewnia utrwalenie fryzury przez cały dzień.

Cena 53,43 zł ale obecnie jest na promocji w cenie 39 zł za 400 ml.



Lakier otrzymujemy w dużej pojemności 400 ml, w bardzo masywnym i profesjonalnie wyglądającym opakowaniu. Dozowanie w tradycyjny sposób za pomocą spreju, które rozpyla się delikatną mgiełką.
Stosuję go przy delikatnym tapirowaniu włosów u nasady, przy tworzeniu koka, a także do wygładzania niesfornych włosów przy okazji związywania kucyka. Lakier ma być mocno utrwalający wiec obawiałam się, że stworzy na włosach sztywną warstwę jednak wcale tak nie jest. Pomimo właściwości dobrze utrwalających- ale nie jest to wg. mnie mega utrwalenie- nie tworzy efektu sztywnych włosów.  A włosy po jego aplikacji są nadal miękkie. Bardzo łatwo jest go wyczesać, choć wydaje mi się, że może powodować przetłuszczanie się włosów. Wyróżnia się również zapachem, który przypadł mi do gustu, jednak sądzę, że przy częstym użytkowaniu byłby denerwujący, ponieważ długo utrzymuje się na włosach. Ja nie używam go na co dzień bo po prostu na co dzień nie tapiruję włosów, ale już teraz zauważam, że jest podbierany przez moją mamę i siostrę. :)



środa, 11 września 2013

Jesienne nowości obuwnicze

Postanowiłam podzielić się z Wami moimi nowymi zdobyczami. Dokładniej mówiąc są to dwie pary butów, które kupiłam z myślą o nadchodzących chłodniejszych dniach. Szczerze mówiąc, jest to pierwszy rok, w którym przełamałam się i kupiłam brązowe buty, a nie czarne. Spowodowane jest to też tym, że ciężko w sklepach dostać coś ciekawego w czarnym kolorze.
Teraz muszę upolować jakąś chustkę z elementami brązu i torebkę aby wszystko w miarę do siebie pasowało.
Poniżej moje dwie nowe pary butów:


Niestety nie mogę Wam podać strony intenretowej, z której pochodzą buty ponieważ kupiłam je stacjonarnie. Pierwsze po lewej - jazzówki kupiłam za 59 zł, a drugie za niecałe 80 zł.
Sądzę, ze jest to bardzo dobra cena. Buciki są naprawdę bardzo dobrze wykonane, a w dodatku wyglądają jakby były z naturalnej skóry. Pięknie się błyszczą i prezentują na stopie. Są bardzo wygodne.


W jazzówkach już śmigam do pracy. Są wygodne i przewiewne ponieważ mają dziurki. 


Mam nadzieję, że spodobają się Wam :)
I że będę zadowolona z brązowych butów, równie bardzo jak z czarnych.

poniedziałek, 9 września 2013

Pierwszy raz o włosach: historia ich niszczenia + schodzenie do naturalnego koloru + kosmetyki

Niedawno zdałam sobie sprawę z tego, że pomimo tego, iż prowadzę "bloga urodowego" nigdy nie pisałam, a już na pewno nigdy nie pokazywałam Wa swoich włosów- chyba, że efekt po farbowaniu.
Od pewnego czasu zapuszczam włosy, nie farbuję i doprowadzam do tego aby zejść do swojego naturalnego koloru. Stwierdziłam, że jest to moment odpowiedni by pochwalić się swoimi  małymi osiągnięciami w tej dziedzinie i opowiedzieć kilka słów o mojej obecnej pielęgnacji.



Historia moich włosów (ok. 9 lat wstecz do teraźniejszości):

Przez długie lata farbowałam włosy, a także zmieniałam fryzury: od boba po włosy po połowę pleców. Zaczęłam w gimnazjum od kilku pasemek, później nadszedł czas na modne wówczas balejaże w odcieniach blondu, następnie mocne rozjaśnianie maksymalnie niszczące moje włosy i kompletny brak wiedzy o pielęgnacji, który ograniczał się do szamponu i odżywki. Pod koniec gimnazjum w okresie wakacji zapragnęłam mieć mocno, powtarzam mocno wręcz rażące włosy w kolorze różu- wówczas modna była subkultura EMO, a że te włosy mi się podobały to oczywistością jest, że taż takie chciałam. W liceum zmądrzałam i zaczęłam farbować na jednolite kolory, ale i tu nie obyło się bez wrażeń. Moje pierwsze farbowania w domu okazały się być porażką. Z brązu wychodziła czerń, potem były dramaty jak zejść z tego koloru... Spłukana czerń została potraktowana rozjaśniaczem, a następnie pofarbowana ciemnym blondem. Po zabiegu rozjaśniania każda farba wypłukiwała się przez co musiałam max co 2 miesiące farbować włosy na całej długości. Od jakiegoś 1,5 roku farbowałam się na odcienie rudości przełamane ewentualnie czerwienią i w zasadzie w takich kolorach czuję się najlepiej. Jednak stan moich włosów po 9 latach farbowania co 2 - max 3 miesiące był taki zły, że pomimo intensywnej pielęgnacji (już świadomej) wyglądały one nadal źle. I to był moment przełomowy, podczas którego zdecydowałam się na zejście do naturalnych. 

Poniżej wklejam zdjęcie produktów do pielęgnacji, które najczęściej stosuję w ostatnim czasie.



Obecne moje włosy wyglądają tak jak na zamieszczonym wyżej zdjęciu- są po użyciu maski, aplikacji serum z Joanny na końcówki i wysuszeniu suszarką. A poniżej mój odrost, którego się już nie wstydzę, ponieważ rezygnując z farbowania widzę poprawę w kondycji moich włosów :)



Mam nadzieję, że jesteście zainteresowane postami na temat aktualizacji pielęgnacji moich włosów, 
które będą ukazywać się co jakiś czas :)


sobota, 7 września 2013

Biżuteryjnie: miętowy naszyjnik

Otrzymałam kolejną przesyłkę ze sklepu internetowego z tanimi ubraniami z Chin , biżuterią oraz pięknymi sukniami dla kobiet, które chętnie bym przygarnęła. Mowa tu o sklepie online efoxcity.com czyli  dużej hurtowni damskiej - głównie odzieży w na prawdę ciekawych fasonach, prezentowanych na uroczych młodych modelkach.
Tym razem wybrałam dla siebie miętowo- złoty naszyjnik, który był strzałem w dziesiątkę.



Naszyjnik jest w porównaniu do innych posiadanych przeze mnie biżuterii z tego sklepu znacznie cięższy i solidnie wykonany. Kwadratowe, miętowe płytki świetnie wyglądają do białych jak i czarnych tradycyjnych bluzek, którym dodają świeżości. Miętowe płytki wykonane są na wzór ceramiki, której faktura jest popękana (nie uchwyciłam tego na zdjęciu). 



Pomimo, że jest to typowo letni kolor sądzę, że będzie gościł on w moich stylizacjach również w sezonie jesienno- zimowym. Szczególnie wtedy gdy zatęsknię za letnią aurą i zapragnę ożywienia stylizacji.
Poniżej wrzucam zdjęcie wszystkich 3 przedmiotów, które posiadam ze sklepu efoxcity.com . Ze wszystkich biżuterii jestem zadowolona.



środa, 4 września 2013

Wibo, Growing Lashes, Stimulator Mascara (Maskara pogrubiająca i stymulująca wzrost rzęs) + efekt na rzęsach

Dziś post o maskarze do rzęs, którą polubiłam bardzo mocno podobnie jak wiele innych dziewczyn. Od maskary wymagam przed wszystkim pogrubienia i nie osypywania się w ciągu dnia. Próbowałam wiele maskar zarówno tych średnio półkowych takich jak Maybelline, Rimmel.. a także te nisko półkowe jak Miss Sporty, Wibo czy wiele innych. Jednak o ile efekt na rzęsach mogłabym zaakceptować to osypywanie dyskwalifikowało większość z nich. Z tą jest nieco inaczej.


Kilka słów od producenta:
Maskara o gęstej i niewielkiej silikonowej szczoteczce pogrubiająca rzęsy. Dzięki składnikom pielęgnacyjnym ma za zadanie dodatkowo wzmacniać rzęsy i stymulować ich wzrost. 



Opakowanie produktu  jest zielone- limonkowe z morskimi napisami, które jak widać na pierwszym zdjęciu z czasem użytkowania ścierają się.
Szczoteczka jest znacznie mniejsza niż w większości tuszy, jednak dzięki temu możemy dotrzeć do kącików rzęs i ładnie je wyczesać.
Ogólnie nie mam problemów z wystąpieniem uczuleń od tuszów, ale i w tym przypadku wszystko jest ok. Nic nie piecze, nic nie szczypie w oczy.
Tusz wraz z czasem użytkowania staje się delikatnie gęściejszy, dzięki czemu jeszcze lepiej pogrubia.
Czasem podczas aplikacji odbija mi się na powiekach - szczególnie dolnych ale z każdym tuszem mnie to spotyka.
Czas jego zużycia to 6 miesięcy, mi wystarcza na ok. 3 później gęstnieje i zasycha.
Tusz bardzo ładnie pogrubia i rozczesuje. 
Jeśli chodzi o stymulowanie wzrostu to nie zauważyłam, ale fajnie jeśli faktycznie delikatnie pielęgnuje rzęsy.
Nosiłam go w każdy dzień upałów i wilgoci i sporadycznie zdarzyło mu się osypać.
Obecnie jestem na połowie drugiego już opakowania i co kuszą mnie inne tusze ale mimo to zawsze używam tego, pomimo że w domu mam ok. 8 innych.
Jak dla mnie cena 10 zł to cena idealna jak za taką jakość.

Na zdjęciu efekt 1-2 warstw zrobionych na szybko przed wyjściem do pracy.



Co sądzicie ? 


poniedziałek, 2 września 2013

Neon na zakończenie lata

W ten weekend wybierałam się na koncert - dzień przeplatał się słońcem i przelotnym deszczykiem - jednak mimo wszystko postawiłam na energetyzujące kolory na paznokciach, które dodają endorfin :)  W chwili pisania posta (2 dni po) pogoda w niczym nie przypomina już tamtych dni, dlatego postanowiłam wrzucić paznokcie w takich kolorach ot tak, na zakończenie lata.

Oto co miałam na paznokciach:


Kolorek różowy to bardzo ładny róż przełamany odcieniem maliny z serii NYC Long Wearing w kolorze 109 Pink Promenade, który nabyłam już jakiś czas temu w Pepco. Natomiast kolor pomarańczowy to lakier z firmy Hean w kolorze 802 dostępny w małych drogeriach. Na paznokciach mam odżywkę, a na nią po dwie warstwy lakierów, które moim zdaniem w duecie prezentują się bardzo ładnie. Lakiery bardzo szybko wyschły i nie porobiły mi się odgnioty, których bardzo nie lubię. Taki manicure utrzymuje się ok. 3-4 dni w zależności od prac, które wykonuję.



Jeśli ta ponura aura się nie zmieni będę zmuszona przerzucić się na jesienne, bardziej stonowane kolorki.
Jednak mam nadzieję, że wrzesień okaże się słoneczny.
Co sądzicie?